Odcinek trzeci Osomatsu-san kontynuuje zwyczaj zadawania Ważnych Pytań. Niekiedy wydaje nam się, że znamy Odpowiedzi. Cztery wacki pływają w basenie. Lecz gdy tylko osiągamy pozorną pewność, wyłania się całe stado wacków i zaczynają dyndać. Wtedy zaczynamy rozumieć, że nie mamy wpływu na to, ile wacków nas otacza, i czy dyndają, czy też nie, i że nasza wiedza dotycząca wacków jest bardzo ograniczona.
Podobnie nie wiemy, o co właściwie chodzi. W życiu i w Osomatsu-san, bowiem Osomatsu-san jest jak życie. Odcinek zaczyna się widokiem trzech z braci Matsu w kosmosie:
gdzie kończy im się tlen. Aby go więcej nie zużywać, starają się nie panikować, po czym umierają. Nie wiem, czy jest to śmieszne. Z pewnością jest to prawdziwe.
W opustoszałym mieście:
snuje się osamotniony Dekapan-man. Jedyne, co może zaoferować biednej, wygłodzonej i przemarzniętej dziewczynce, to własne spodnie. Niestety nie nosi majtek. Karą jest śmierć.
Spanie w szóstkę rodzi pewne problemy…
Nie powiem, że układa się to w jakąś całość, bo się nie układa. Oglądanie telewizji ogólnie jest bez sensu. Osomatsu-san czuje się częścią telewizji i to rozumie, starając się tę wiedzę przekazać widzom. Mimo że nie ma sensu, to zdecydowanie warto. Polecam też, jak najmocniej, musztardę.
Co trzeba mieć w głowie, żeby w jednym odcinku uśmiercić połowę bohaterów, zrobić parodię Piły, dołożyć parę żartów o kupie i konkurs w „Zgadnij czyj to wacek?” i połączyć to wszystko w taki sposób, żeby nie było niesmacznie, a po prostu śmiesznie? Nie wiem, ale popieram.