Owarimonogatari – odcinek 1

snapshot_01.18_[2015.10.04_18.46.58]

Cykl Monogatari potrafi być niezwykle irytujący, ale też fascynujący – nie da się ukryć, że mało kto umie jeszcze tak opowiadać historie w anime.

Pierwszy odcinek Owarimonogatari ma podwójną długość, co pozwala mu zamknąć (chyba – nie jestem na bieżąco z materiałem light novel, więc tylko spekuluję) epizod zatytułowany Ougi Formula. Zaczyna się on, jak zwykle w przypadku historii z tego cyklu, od mętnawych rozważań, tym razem poświęconych matematyce i równaniu nazywanemu tożsamością Eulera. Szybko jednak przechodzimy do historii zaskakująco prostej i – poza warunkami brzegowymi – praktycznie pozbawionej elementów nadprzyrodzonych, ale nie mniej przez to intrygującej.

Akcja rozgrywa się gdzieś w październiku, czyli przed wydarzeniami z Nadeko Medusa, i rozpoczyna dość zwyczajnie: oto Kanbaru pewnego dnia przedstawia Koyomiemu pierwszoklasistkę Ougi Oshino, która ma do niego sprawę związaną być może z bytami nadprzyrodzonymi. Sprawa związana jest z rozbieżnościami w planie szkolnych pięter, sprawiającymi, że na jednym z poziomów „brakuje” jednego pomieszczenia. Wizja lokalna wykazuje, że jak najbardziej istnieje tam sala lekcyjna, jednak gdy Koyomi i Ougi wchodzą do środka, klasa przemienia się w więzienie, zastygłe w czasie… Ale jakim czasie? Jak się okazuje, ma to związek z wydarzeniami sprzed dwóch lat, które sprawiły, że Koyomi z (w miarę) zwykłego nastolatka stał się (do czasu) unikającym ludzi samotnikiem.

Zacznijmy może od plusów, które dają spore nadzieje, jeśli chodzi o jakość nowej serii. Przede wszystkim odcinek był zdecydowanie interesujący, a przedstawiona historia – i jej rozwiązanie – logiczne i uporządkowane. Co więcej, nie odnosiłam wrażenia ani stłoczenia, ani rozciągania materiału: wszystko trwało tyle, ile powinno. Oczywiście przy zwykłym założeniu, że Monogatari to cykl z natury opierający się na niekończących się dialogach i monologach, a tempo akcji nigdy nie jest specjalnie szybkie. Tym większą jednak sztuką jest nie zanudzać widza, w szczególności gdy do dyspozycji przez większość czasu ma się jedno puste pomieszczenie i dwoje aktorów. Miłym zaskoczeniem był także niemal całkowity brak fanserwisu (pomijając ujęcie na siedzenie Tsubasy w epilogu). Pasowałby tutaj jak kwiatek do kożucha, ale wcześniej nigdy to SHAFT-owi nie przeszkadzało – tymczasem tutaj Ougi co chwila wchodzi w jakiś kontakt fizyczny z Koyomim, dotyka go i obejmuje, ale nie ma w tym ani pół krztyny erotyki. Na ogromne szczęście.

snapshot_03.57_[2015.10.04_18.49.47]

Oprawa graficzna świadczy jasno o tym, że z każdą nową serią z tego cyklu SHAFT coraz mniej udaje, że robi anime mające cokolwiek wspólnego z wyglądem rzeczywistego świata. Niektóre ich pomysły wydawały mi się naprawdę dobre – jak zastąpienie uczniów w ławkach wypisanymi w powietrzu imionami i nazwiskami lub też figurkami maneki neko. To nie tylko pozwalało oszczędzić budżet, ale przede wszystkim lepiej skupić się na opowiadanej historii, a przy tym oddawało wyobcowanie bohatera. Jednocześnie naprawdę nie wiem, po co pusta sala lekcyjna musiała być bezustannie podświetlana na różne kolory, jak ta progamerska klawiatura, której ostatecznie sobie nie kupiłam. Może powodem była chęć urozmaicenia tła, ale właśnie tu miałam wrażenie, że niepotrzebnie rozprasza się moją uwagę. Co więcej, nie wiem, czy całość nie robiłaby wbrew pozorom większego wrażenia, gdyby rozgrywała się w całkowicie zwyczajnym otoczeniu. A, uspokoję wątpiących: charakterystyczne dla SHAFT-u przekrzywianie szyi, kojarzące mi się z zaciekawionymi gołębiami, jest oczywiście obecne.

Chociaż widzowie, którzy śledzili wcześniejsze odsłony, na pewno sięgną także po tę, warto uprzedzić, że wszystko wskazuje na to, iż większą rolę będzie tu odgrywać pojawiająca się poprzednio przelotnie Ougi Oshino. Jest to niewątpliwie dobrze napisana postać – budzi moją gwałtowną niechęć i odrazę od pierwszego pojawienia się na ekranie, co się rzadko zdarza. Przeszkadzało mi w tym odcinku tylko jedno, a mianowicie to, że Koyomi nie próbuje w ogóle kwestionować jej osoby i zachowania, mimo że napisać o jednym i drugim „podejrzane” byłoby daleko idącym eufemizmem. Mam nadzieję, że znajdzie to jakieś logiczne uzasadnienie, a nie stanie się kolejną z dobrze zamaskowanych dziur w uniwersum tego cyklu.

Leave a comment for: "Owarimonogatari – odcinek 1"