Azuma w końcu staje twarzą w twarz? z poszukiwanym Oubu, ale jest jeden problem – rzeczony Oubu wisi sobie w podziemiach w postaci gustownego szkieletu (swoją drogą, ładny ten szkielet…). I jak tu użyć go do walki, nie wspominając nawet o Wielkim Planie przywrócenia dobrego imienia matce? Więcej, bohater nie ma zielonego pojęcia o broniach (Bubuki) i nie wie jak ich się używa, czym budzi irytację towarzysza broni. Nic to jednak, wystarcza lekka zachęta ze strony psychopatycznego osobnika, który w poprzednim odcinku zaczął im prać tyłki, i Oubu wraca do swojej pierwotnej formy – wielkiego mecha. A może tytana?
Potem mamy rozwalanie miasta przez dwa tytany, w tym jednego złego (obowiązkowo – czerwony) i dowiadujemy się, jaką traumę ma dotychczasowy lider bandy dzieciaków, Hiiragi. Oraz próbujemy się przyzwyczaić (bardzo, bardzo próbujemy), do głosu Megumi Han (Reoko Banryuu), która na przemian wrzeszczy i wybucha psychopatycznym śmiechem.
Nope, nie przyzwyczaiłam się.
Generalnie, po odcinku drugim, zostawiłabym przy życiu niebieskowłosą panienkę – Ougi. I tytana Oubu. Reszta gromady zaś powinna zostać wsadzona w kaftaniki i zamknięta tam, gdzie nie będzie nikomu zawadzać ani irytować.
Ale tła mi się podobają nadal…