Przeszedłszy pomyślnie pierwszy test, złoty most, nasza trójka trafia do zamkniętej wśród górskich szczytów wioski, entuzjastycznie witana przez jej mieszkańców bankietem, jako że osiągnęli najlepszy wynik ze wszystkich biorących udział w próbie. Problem polega na tym, że z wioski nijak nie idzie się wydostać, a wieśniacy na pytania o drogę nie odpowiadają. Ooriku jednak szybko udaje się wykoncypować – na jakiej podstawie, trudno zgadnąć, gdyż zgodnie z wyjaśnieniem jego służącego, Ochuu, myśli panicza są niezbadane, acz zawsze nieomylne – że kolejny test polega na zdobyciu zaufania i sympatii mieszkańców owej wioski.
Wykorzystując nadarzającą się sposobność, czyli dość niefortunny romans siwobrodego naczelnika wioski z panią w równie słusznym wieku, Ooriku ułatwia pomyślne przejście owej próby Kaiowi. Potem opuszcza go Ochuu, gdyż okazuje się, że w momencie przekroczenia złotego mostu ich relacja pana–służącego przestała mieć znaczenie i obaj mają równe prawo starać się o przyjęcie do klanu „duchowego miecza”. W rezultacie sam Ooriku, nie robiąc nic oprócz wysiadywania na werandzie, zostaje z tyłu za dwójką towarzyszy.
W tle mistrzowie Reiken grają w mahjonga i odstawiają rozmaite szopki (w roli głównej niejaka Obu), poznajemy też bliżej kilku innych uczestników testów, czyli jednego knuja i jednego nieszkodliwego grubaska oraz trzech chłopców do bicia. Ponadto w końcówce odcinka sugerowane są, dość nieoczekiwanie, coś jakby zdrada, spisek i inne tego typu głębie.
Jak wygląda strona graficzna serii, widać na dołączonych obrazkach (powyższe dwa kadry należy uznać za wyjątkowe). Postaci, z wyjątkiem tych najgłówniejszych, są mocno uproszczone i raczej charakterystyczne niż ładne, ale wszyscy na równi ulegają spłaszczeniu i rozmaitym anatomicznym zniekształceniom w miarę oddalania się od pierwszego planu. Tła tam, gdzie są rysowane, pozostają dość puste, przez co te komputerowe tym bardziej wyłażą z ekranu. Do tego dochodzi bardzo częste używanie SD, i to w starym stylu, głównie wybałuszonych okrągłych oczu. Jak pisałam poprzednio, ma to swoisty urok, przynajmniej dla mnie, ale trudno bazować wyłącznie na tego rodzaju humorze. Albowiem kolejna historyjka z gatunku „zabawnych”, czyli wspomniany romans dziadków, w który zamieszali się grubasek Bunhou i Kai-chan w wątpliwych rolach żigolaków, absolutnie mnie nie rozśmieszyła, raczej lekko zniesmaczyła.
Niezbyt przekonuje mnie też główny bohater – mówiący o sobie „ore-sama” lekkoduch, ni to mądry, ni to przemądrzały, bo jego wielka inteligencja i poczucie humoru wydają się raczej życzeniem scenarzystów niż faktycznymi jego cechami. W dodatku jego zachowanie pod koniec odcinka jest co najmniej niekonsekwentne, biorąc pod uwagę wcześniejsze postępowanie i ową sugerowaną inteligencję, zahaczającą niemal o wszechwiedzę. Jako że jest ona w dużej mierze uzasadnieniem działań bohaterów, rozwój akcji także cierpi na tę samą życzeniowość, przeskakując od sceny do sceny w nieco przypadkowy sposób i usilnie, acz bezskutecznie udając, że jest logiczny i sensowny.
Wszystko razem: charaktery, relacje, zachowania, decyzje, sytuacje są w moim odczuciu takie jak grafika – płaskie, zestawione niedbale z krzywo wyciętych z papieru elementów, pozbawione głębi i większego uzasadnienia. Jeśli tak ma to wyglądać, to ja z tego konkursu raczej szybko odpadnę.