Shoujo-tachi wa Kouya o Mezasu – odcinek 1

snapshot_04.40_[2016.01.07_19.55.43]

To zapewne ten przypadek, gdzie widz nieuprzedzony byłby może widzem ciut szczęśliwszym. W pierwszej części odcinka oglądamy bowiem scenki z codziennego życia Buntarou Houjou (dla przyjaciół Bunty). Dowiadujemy się, że ma co nieco talentu literackiego (na tyle, by napisać scenariusz dla klubu teatralnego); że pracuje dorywczo w lokalnej knajpce; że ma dwoje przyjaciół (zapewne z dzieciństwa): energiczną Yuukę oraz (podobno) przystojnego Atomu; że jest lubiany, a przy tym umie łagodzić konflikty; a wreszcie – że powinien oddać formularz planowanej dalszej edukacji i/lub kariery, ale nie ma pojęcia, co miałby w niego wpisać. Widz uprzedzony czeka natomiast, kiedy zacznie się to, co istotne: koleżanka z klasy, sprawiająca wrażenie wyrafinowanej piękności Sayuki Kuroda, w wyjątkowo bezpośredni sposób zaprasza Buntę na randkę do parku rozrywki. Jak słusznie podejrzewają jego przyjaciele, ma w tym ukryty motyw. Jak się okazało, wytypowała bohatera na najlepszego wspólnika na drodze do spełnienia jej największego snu: zdobycia pieniędzy i sławy jako twórca gier bishoujo. Tak, czyli takich z ładnymi panienkami.

snapshot_00.04_[2016.01.07_19.47.38]  snapshot_10.21_[2016.01.07_20.05.38]

Zacznijmy może od zalet tego, co widziałam, bo tak będzie łatwiej. Po pierwsze, to ma miejscami niebrzydką grafikę. Mam słabość do takiego tła, „podniszczonej” faktury powierzchni, która sprawia, że otaczający bohaterów świat wydaje się bardziej realny. Projekty postaci także są niebrzydkie, przynajmniej dopóki widzimy bohaterów en face – z profilu, a co gorzej przy obracaniu, gwałtownie tracą na urodzie i nie jest to niestety dobry znak. Animacja w większości oszczędza, jednak w tego rodzaju produkcji to nieuniknione. Warto jeszcze wspomnieć, że opening jest bardzo ładny graficznie. W sumie spodziewałabym się serii przeciętnej wizualnie, ale z ładnymi poszczególnymi scenami.

Drugą zaletą jest to, że chociaż bohater, jak zwykle w takich produkcjach, jest aż nazbyt podziwiany przez otoczenie, jego zalety są względnie sensownie dobrane i realistyczne. Poza tym, przynajmniej na razie, wykazuje się jakimiś śladami kręgosłupa (chociaż może odpowiada za to stosunkowo poważniejszy projekt postaci w połączeniu z głosem Seiichirou Yamashity). O dziewczętach niewiele jeszcze się da powiedzieć, bo tylko Yuuka i Sayuki miały okazję się zaprezentować, a i to na razie dość pobieżnie. Przy okazji: klasycznego fanserwisu bieliźniano-macanego nie stwierdzono, acz poszczególne ujęcia podkreślają czasem nogi lub biusty bohaterek.

snapshot_15.12_[2016.01.07_20.11.32]  snapshot_07.42_[2016.01.07_19.59.06]

Nie da się jednak ukryć, że dostrzegłam w tym odcinku dwie poważne – i nie wróżące najlepiej – wady. Pierwszą był sposób prowadzenia scenariusza. Owszem, należy się mały plusik za to, że konstrukcja fabuły dobrze maskuje pochodzenie i nie miałam natychmiast wrażenia, że oglądam adaptację visual novel. Niestety, całość była trochę nudnawa i źle wyważona – tam, gdzie wystarczyłaby jedna scena, pokazująca jakiś aspekt życia lub charakteru bohatera, dawano ich trzy i odcinek trochę za bardzo się ciągnął. Drugą wadą, znacznie poważniejszą, jest to, że na razie w ogóle nie wyczuwałam „chemii” między postaciami. Owszem, z wypowiadanych kwestii można się domyślić, jakie układy są lub będą między nimi, ale to tylko słowa – niczym właściwie nie poparte. Wszystkie postaci, nawet dwójka przyjaciół bohatera, grają trochę „obok” pozostałych, jakby nie tyle prowadziły dialog, ile czytały swoje kwestie w pustym studiu. Nie można oczywiście uciec od porównań do Saekano, ale na razie są to porównania mocno niekorzystne dla omawianej tu serii. Może jednak się to jeszcze rozkręci? Zobaczymy.

Leave a comment for: "Shoujo-tachi wa Kouya o Mezasu – odcinek 1"