Shoujo-tachi wa Kouya o Mezasu – odcinek 3

snapshot_00.24_[2016.01.22_16.42.05]

Skoro ekipa została zgromadzona, czas na obóz szkoleniowy, czyli wyjazd w celu posprzątania bliżej niesprecyzowanego ośrodka wypoczynkowego oraz omówienia planów przyszłej gry. Wstępne ustalenia idą dość ślamazarnie, szczególnie że Kuroda nadal bardziej jest zainteresowana wygłaszaniem natchnionych przemów o wyższości gier randkowych nad wszystkim innym, jednak wydarzenia nabierają tempa, gdy przyjeżdża spóźniona Andou. Nie tylko dysponuje ona jako jedyna z tej grupy (poza samozwańczą szefową projektu) jakąś wiedzą o grach, ale też ma dość sprecyzowane oczekiwania co do tego, co ma ochotę robić, a czego nie. Tu właśnie rysuje się główny konflikt odcinka: robić grę dla kasy czy dla przyjemności? Różnica poglądów grozi przedwczesną śmiercią całego projektu z powodu braku programisty, jednak Bunta staje na wysokości zadania i zapobiega kryzysowi.

snapshot_00.35_[2016.01.22_16.42.27]

Niby ta seria ma wszystko na swoim miejscu, ale tak samo jak dwa poprzednie odcinki, trzeci wydał mi się jakiś taki mocno letargiczny, pomijając spięcie na linii Andou – Kuroda, będące tu jedynym jaśniejszym punktem. Niby projekty postaci są ładne, dostajemy nawet trochę fanserwisu w scenie kąpielowej, ale wszystkim tym postaciom, na czele z Kurodą, rozpaczliwie brakuje życia. Niby widzom zostaje zaprezentowana kolejna porcja informacji technicznych o kulisach tworzenia gry, ale już faktyczne ustalanie czegokolwiek potraktowano po macoszemu. Najpierw widzimy Buntę pętającego się po ośrodku i odpracowującego dialog „czego oczekujesz od scenariusza” z kolejnymi osobami, a potem nagle pojawia się gotowy zarys scenariusza, od razu zasługujący na akceptację wszystkich zgromadzonych.

snapshot_06.35_[2016.01.22_16.48.47]

Oczywiście można powiedzieć, że więcej nie dałoby się wycisnąć z powodu ograniczeń materiału źródłowego. Pewnie na karb tego właśnie należałoby złożyć „bezludność” świata (w tym odcinku nie pojawia się praktycznie nikt poza głównymi bohaterami), a także pewną sztuczność interakcji pomiędzy nimi. Jednak znajomość przyczyn to nie usprawiedliwienie, a liczba scen, kiedy postaci po prostu siedzą statycznie i prowadzą dialogi informacyjne, świadczy o niedostatkach reżyserii. Trudno się oprzeć wrażeniu, że oglądamy w praktyce wprowadzenie w życie podejścia Kurody: to ma się sprzedać, a przyjemności nikomu nie musi sprawiać, wystarczy, że odfajkuje obowiązkowe punkty, które mają być atrakcyjne dla odbiorcy.

snapshot_11.09_[2016.01.22_16.53.45]

Powód, dla którego po trzech odcinkach nie będę kontynuować oglądania tej serii, jest dość głupi: nie jest zła, ale właściwie nic w niej mnie nie zainteresowało. Bohaterki, nijakie i bez życia, wpisują się w któryś ze stereotypów obowiązkowych w takich grach (czy to meta-mrugnięcie okiem do widza?), przypuszczam jednak, że seria będzie atrakcyjna dla osób, które będą potrafiły upatrzeć tu sobie jakąś ulubienicę. Nie ukrywam, że dla mnie taką osobą byłaby Andou (ze względu na jej energię, nie ze względu na miłość do BL, która jest mocno oklepaną cechą charakterystyczną), ale ten odcinek jasno pokazał, że to bohater musi być ostatecznie kimś, kto zażegnuje konflikty i znajduje rozwiązania problemów. To zaś oznacza, że wszystkie inne postaci będą pod tym względem mocno marginalizowane i wyjątkowo ładny graficznie opening nie wystarczy, by zrównoważyć pustkę w scenariuszu.

Leave a comment for: "Shoujo-tachi wa Kouya o Mezasu – odcinek 3"