No, serial jest o superbohaterach, więc wypada, żeby się tłukli. W pierwszym odcinku fabuła krążyła wokół innych spraw, ale teraz w końcu nadarzyła się ważniejsza młócka, choć jej finał celuje bardziej w dramatyzm emocjonalny i psychologiczny, niż akcję. Izukim rzuca emocjonalnie, One Mightem też, a przy okazji kwestionują, co to znaczy być herosem. Co z tych rozważań wyjdzie, nie będę spoilował, ale jak łatwo się domyślić, wynik będzie korzystny dla protagonisty, dając pewną, odległą na razie szansę na zostanie suberbohaterem.
Co miłe, mimo że znam dalszy rozwój fabuły, oglądało mi się wyśmienicie. Jest emocjonująco, dynamicznie, nie ma dłużyzn, do wszystkiego doskonale dopasowano muzykę, uroczo po prostu. Dramatyzm momentami jest wręcz ekstremalny – w końcówce odcinka obserwujemy zachodzące słońce, z nieba spadają kwiatki wiśni, a Izuki ledwo stoi i płacze, powalony falą zarówno żalu, jak i radości. Brzmi to mocno patetycznie, ale jest rozwiązane naprawdę ładnie – ta scena ma odpowiednią podbudowę i wypada realistycznie. Boku no Hero Academia przepięknie aranżuje emocje, a dla shounena to sprawa kluczowa.
Walka i uwikłany w nią Izuki są głównym tematem odcinka, ale przy okazji dowiadujemy się trochę nowego i o reszcie, szczególnie One Mighcie i Katsukim. Widać, że relacje w tym trójkącie będą kluczowe dla serii. Szczególnie między Katsukim a Izukim jest co rozplątywać – z jednej strony to klasyczna relacja kat-ofiara, z drugiej Katsuki wyraźnie zazdrości Izukiemu. Trudno uchwycić czego, ale to ciekawy temat i jeden z silników napędowych tej serii.
Bardziej niż fabuła, tym, co się częściej psuje w drugim odcinku jest grafika, bo wiadomo – pieniądze nie rosną na drzewach. Może i nie rosną, ale tych ze skarbonki studiu Bones starczyło – to są ciągle śliczności. Tła są śliczne, kolory są śliczne, animacja jest śliczna. Nawet nie mam pomysłu, na co narzekać, więc zwyczajnie nie będę, tylko dodam, że muzyka jest zacna. Może niespecjalnie oryginalna, ale dobrana do klimatu w punkt i wykonana naprawdę dobrze, a w tym względzie jestem wybitnie kapryśny.
Wnioski są takie, że wieszczę tej serii dużą i zasłużoną popularność, to już praktycznie pewniak. Kto nie ogląda, niech nie narzeka, że sezon jest słaby!
„One Mightem też”
„One Mighcie”
To All Might, nie One Might
Fakt, pomyliłem się, dzięki za zwrócenie uwagi, na przyszłość bedę bardziej uważał.