Już pierwsza minuta kontynuacji Gakusen Toshi Asterisk udowadnia widzom, że technicznie jest to jeden ciąg z serią zakończoną przed trzema miesiącami. Trwa Phoenix Festa, a Ayato i Julis nie mają czasu na odpoczynek po poprzednim pojedynku. W dodatku wszyscy przeciwnicy mają już niemal pełną wiedzę na temat umiejętności i limitów Ayato, co tylko komplikuje sprawę.

Bohaterowie nie mają jednak wyjścia – muszą stanąć naprzeciw kolejnych przeciwników i wygrać, mimo zdecydowanie niekorzystnego położenia. Julis wpada na pomysł ryzykownej, ale jak się okazuje skutecznej strategii. Jednakże następni przeciwnicy to bliźniacze rodzeństwo, Shenyun i Shenhua Li, które okazuje się sadystycznymi, niezwykle silnymi wojownikami.

Za kulisami natomiast są snute spiski, a kolejni potężni wojownicy pojawiają się jak króliki z kapelusza. Tak, nie ma zaskoczenia, dalsza część turnieju będzie coraz trudniejsza, a los rzuci kłody pod nogi nie tylko parze głównych bohaterów, ale także reszcie protagonistów poznanych w pierwszym sezonie.

Technicznie seria niczym nie odstaje od tego, co poznaliśmy poprzednio. Fabularnie zapowiada się podobnie, więc rewolucji ani na plus, ani na minus się nie spodziewam. Wszyscy, którym się podobało, powinni być zadowoleni, a rozczarowani nie mają tutaj czego szukać. Pozostaje tylko czekać na następny odcinek i przekonać się, jak Ayato i Julis poradzą sobie z kolejnymi wrogami.