Żeby się niepotrzebnie nie rozpisywać (lepiej obejrzyjcie zrzutki, a jeszcze lepiej – serial), w trzecim odcinku nastąpiło to, na co liczyłam: Kotori przestała mi przeszkadzać, a zaczęła bawić, choć nadal uważam ją za nieco dziwną postać, z tą jej namiętną miłością do jedzenia; ale w sumie to nieistotne. Istotne jest to, że mała meduza do reszty mnie zawojowała, paradoksalnie, okazując się dzieckiem nie idealnym, a prawdziwym. Mianowicie po codziennej scenie jedzenia przypalonego/przegotowanego śniadania w domu Inuzukich jesteśmy świadkami nieprzyjemnego incydentu w przedszkolu, kiedy jeden z chłopców niesprawiedliwie nazywa Tsumugi złodziejką; jej reakcja jest tak cudownie autentyczna, a przy jej ogólnej rozkoszności wcale nie irytująca, że do tej pory jestem pod wrażeniem. Otou-san oczywiście staje na wysokości zadania, cierpliwie i z wyczuciem tłumacząc dziewczynce, że nic złego nie zrobiła, i na pocieszenie zabierając ją do restauracji Iidy, by tam przygotować obiecane niegdyś kotlety mielone (tudzież wariację na temat, bez wątpienia zdrowszą).
Proces gotowania, oprócz tego, że naprawdę bardzo szczegółowy, jest też zabawny – krojenie cebuli według rysunkowej instrukcji matki Kotori to było coś! Także podejrzliwe podejście dziewczyny do nieszczęsnego warzywa… i naburmuszona mina Tsumugi. Na koniec mamy jeszcze jedną zabawną scenkę, kiedy Kotori dosłownie od ust sobie odejmuje najlepszą część posiłku, by uczcić urodziny Inuzuki, a ten… to trzeba zobaczyć!
Razem wziąwszy – seria jest przeurocza, zabawna, ciepła, a przy tym zdumiewająco nieprzesłodzona i nawet realistyczna, a smaku dodaje jej dosłownie odrobinka lekko absurdalnego humoru, kiedy za ladą do gotowania stają razem Kotori i Inuzuka-sensei. Właściwie nie mogę wskazać niczego, co by mi się w niej nie podobało. Co do strony wizualnej i udźwiękowienia także nie mam żadnych zastrzeżeń, więc konkluzja może być tylko jedna – ktokolwiek lubi komediowe okruchy życia, powinien koniecznie spróbować tej potrawy!