Love Live! Sunshine – odcinek 3

snapshot_16.43_[2016.07.16_17.34.04]

Wprawdzie, tak jak przypuszczałam, maszyna do robienia wiatru popsuła się nieodwracalnie, ale za to w odcinku dzieje się tyle, że widzowie nie będą mieli ani chwili czasu na nudę.

snapshot_05.09_[2016.07.16_17.21.48]  snapshot_03.57_[2016.07.16_17.20.33]

Po pierwsze, do szkoły przybywa urocza blondynka, którą w pierwszym odcinku widzieliśmy przelotnie w helikopterze. Mari, uczennica trzeciej klasy, najwyraźniej uprosiła rodziców, by przekazali na konto szkoły pokaźną darowiznę w zamian za mianowanie jej dyrektorką tejże placówki. (A mnie się wydawało, że to w polskich szkołach dzieją się dziwne rzeczy). Skąd pomysł? Otóż Mari usłyszała jakimś cudem o klującym się „klubie szkolnych idolek” i postanowiła wesprzeć Chikę i jej koleżanki na drodze do sławy. Tym bardziej, że okazała się doskonale świadoma nastawienia do całej sprawy Dii (tak, pani przewodniczącej samorządu), z którą znała się kiedyś, gdy obie były w pierwszej klasie liceum. Jednakże to nie tak, że bohaterkom wszystko spada z nieba, ponieważ Mari stawia warunek: muszą na swoim debiutanckim koncercie zapełnić szkolną salę gimnastyczną, aby klub mógł zostać powołany do życia. Dziewczęta szybko się jednak orientują, że nawet wszyscy uczniowie szkoły nie wystarczą do zapełnienia gigantycznej przestrzeni. To oznacza, że pomiędzy próbami tanecznymi i szyciem kostiumów trzeba jeszcze znaleźć czas na dystrybucję ulotek i rozreklamowanie imprezy. A potem mocno trzymać kciuki za efekt końcowy.

snapshot_07.31_[2016.07.16_17.24.20]  snapshot_00.31_[2016.07.16_17.17.48]

W całym tym zamieszaniu bohaterki uświadamiają sobie także, że zapomniały o jednym drobiazgu: nazwie grupy. Oczywiście trudno z marszu wpaść na dobry pomysł i pospieszna narada niewiele daje, jednakże los podsuwa im nazwę idealną, którą ktoś pozostawił wypisaną na wilgotnym piasku nad morzem. Teraz, przepraszam, moment prywaty. Ja wiem, że dla Japończyków litery łacińskiego alfabetu to ładne znaczki, których można używać bez większego związku z domniemanym sposobem ich czytania. Ale kiedy widzę słowo Aqours, dowiaduję się, że ma ono oznaczać „wodę”, i słyszę, że wymawia się {akuas}, to coś złego mi się robi w środku.

Odcinek zamyka pierwszy koncert bohaterek, który oczywiście nie może się obyć bez nieprzewidzianych przeszkód, które trzeba będzie dzielnie pokonywać. Jest to także dla widzów pierwsza okazja do obejrzenia sekwencji choreograficznej. Trzeba pochwalić wykorzystane do tego modele komputerowe, które bardzo nieznacznie odcinają się od „zwykłego” rysunku bohaterek. Pokazany układ jest z jednej strony dość prosty jak na to, co prezentują inne serie (jako że bohaterki są początkujące), ale z drugiej strony za ładny i zbyt synchronicznie wykonany jak na prawdziwe amatorki. To samo tyczy się zresztą ich strojów, oświetlenia i udźwiękowienia – wszystko to ma poziom profesjonalny.

Tu właśnie dochodzimy do podsumowania mojej znajomości z Love Live! Sunshine. Seria na pewno może się podobać fanom idolek (a także, rzecz jasna, fanom cyklu): jest niebrzydka mimo widocznych już wyraźnie oszczędności, dziewczęta są sympatyczne i nie zostały przesadnie przerysowane (no, może z wyjątkiem Mari). Sporo tu lukru, oczywiście, ale to taki gatunek i niczego innego nie należałoby się spodziewać. Jednocześnie jednak muszę uprzedzić, że „realizm” tego anime jest więcej niż umowny. Jeśli ktoś zacznie sobie zadawać pytania w rodzaju, skąd bohaterki miały na coś czas i/lub pieniądze albo też jakim cudem kompletne amatorki potrafiły profesjonalnie przygotować to czy tamto, seans będzie miał popsuty już od samego początku. Umówmy się jednak: to nie jest seria dla takich osób, oczekujących realizmu-realizmu. To seria dla tych, którzy nie mają nic przeciwko przymknięciu oka na pewne nieprawdopodobieństwa świata, który jest pełen ciepła i życzliwości dla swoich bohaterek.

Leave a comment for: "Love Live! Sunshine – odcinek 3"