It’s a show time!
Tym razem spróbuję krótko. Yui, czyli Yuinshiel Astoria, cesarzowa Enastorii (ha, niespodzianka!), urządza konferencję prasową na temat wydarzeń w porcie z udziałem dwóch gigantycznych robotów, ale największym wyjawionym dziennikarzom sekretem są jej „trzy wymiary”. W ramach przerywnika od obowiązków państwowych konsultuje swoje problemy z przyjaciółką w publicznej kafejce, a potem przedstawiają jej się wrogowie, którzy chcą zabrać Renę w celu niewiadomym. Z wcześniejszej oraz późniejszej narady z członkami rządu wynika, że świadoma swoich obowiązków względem wszystkich obywateli Yui chce także chronić Renę, którą do owych obywateli zalicza – a poza tym od dziecka się z nią wychowywała (co wynika z eksponowanych obficie zdjęć rodzinnych i endingu). Rena, pierwej wyznawszy smutno, iż jest „Regalia”, czyli czymś, co przyczyniło się do upadku sąsiedniego Rimgarde dwanaście lat temu (ale nadal nie wiadomo, jak to się stało i dlaczego ludzie stamtąd wyparowali, a budynki zostały), obiecuje z kolei chronić Yui podczas chronienia jej samej (znaczy Reny). Jakim cudem wszyscy uważają za dobry pomysł posłanie głowy państwa do walki z gigantycznymi robotami, nie zostało wyjaśnione – pomijając kwestie emocjonalne, stanowiące wyjaśnienie raczej idiotyczne. I dlaczego właściwie Yui nie odrzuciła tego wyzwania…? Ach tak, bo to nie przystoi cesarzowej…
Ujawnienie tajemnicy państwowej.
Tak oto do walki z Reną i Yui, obleczonymi w gustowny, acz nieco zużyty strój bojowy, staje mech-magik. Tak. Ma cylinder, maskę, magiczną laseczkę i obłęd w oku, a jego bronią są dym i gigantyczne karty do gry. Choć trudno mi określić, co jest głupsze, sam pomysł z wykorzystaniem takiego przeciwnika czy wykonanie, trzeba przyznać, że dziewczyny nieźle oberwały i nawet znalazły się w niebezpiecznej sytuacji, na której rozwiązanie trzeba będzie niestety tydzień poczekać. Żeby nie zdradzić za wiele, szykuje się… tak, wybuch!
Jednym słowem, cyrk.
No więc tak. Postaci się mnożą, na szczęście część jest podpisana (członkowie rządu), a inni się przedstawiają (wrogowie), niemniej i tak nie widzę sensu zbyt wielu zapamiętywać. Choć Johnny Muppet bez wątpienia potrafi wryć się widzowi w mózg, podobnie jak jego pomocnik. Rena jest tak depresyjna, że od samego patrzenia na nią człowiekowi robi się czarno przed oczami, i nie pomaga nawet Yui, dla odmiany słoneczna, szlachetna, nieskalana i zdeterminowana. Czegoś tam się nowego dowiadujemy, np. że wrogowie stanowią inny rodzaj Regaliów niż Rena (stąd inny sposób przywoływania), oraz że… a zaraz, właściwie to wszystko.
Podejmowanie decyzji i determinacja cesarzowej w obliczu wroga.
Graficznie powiedziałabym, że nie jest najgorzej, chociaż komputerowe wnętrza są dość pustawe, za to przymglone tła w mieście całkiem ładne. Postaci na dalszym planie wcale się nie ruszają, na drugim tracą nieco na urodzie, ale na pierwszym jest na moje oko przyzwoicie, jeśli chodzi o animację. Walki co prawda to dym i lustra, i jeszcze więcej dymu, ale oczu nie kaleczą. Generalnie, chyba da się to-to oglądać… jak się przełknie fabułę, oczywiście. Wspomnę jeszcze na koniec, że mech-magik silnie skojarzył mi się z typem „potwora tygodnia”, i to takim raczej dla młodszych dzieci, co wydaje się stać w niejakiej sprzeczności z budowanym do tej pory klimatem serii. Czuję się nieco zbita z tropu, bo nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, i w którym momencie. Może za tydzień ostatecznie się okaże.
Wszystko będzie dobrze…