Tym razem członkowie Six Gravity spędzą dzień jako pomocnicy w sklepie Animate w Ikeburo. Tymczasowym menedżerem zostaje Haru Yayoi, natomiast reszta członków zespołu pomaga personelowi na różnych piętrach w różnych czynnościach. Czynności te obejmują:
- tańczenie jako króliko-maskotki,
- rozdawanie ulotek,
- pomoc w dziale CD w szukaniu płyt,
- drukowanie i laminowanie różnych rzeczy,
- kładzenie tapety,
- układanie stosików z mang/książek/czego tam jeszcze,
- i przede wszystkim sprzedawanie (i promowanie) króliczków-maskotek w stroju pracownika sklepu, zaprojektowanych przez Haru.
Cały odcinek jest poświęcony jednemu motywowi przewodniemu – należy doceniać pracę ludzi, dzięki którym odbywają się koncerty, spotkania i inne wydarzenia, a także tych, którzy biorą udział w rozpowszechnianiu i promocji, i docierają do tych, co nie mieli tyle szczęścia, żeby zdobyć na przykład bilet na występ. Czyli generalnie tych, których nie widać w świetle reflektorów. Bardzo budujące i optymistyczne przesłanie…
Po trzech odcinkach widać wyraźnie, że moce animacyjne zaczynają się kończyć – sporą część odcinka zajmują statyczne plansze przedstawiające panów przy pracy, ewentualnie siedzących i ruszających ręką, palcem, ustami, czy rozmawiających praktycznie bez zmiany pozy. Dwa razy mamy też okazję usłyszeć i zobaczyć „singiel” Gravitic-Love na początku i na końcu, z lekko zmienionym tłem w stosunku do odcinka pierwszego.
Pytanie, czy oglądać, czy nie – Tsukiuta: The Animation jest miłe, sympatyczne, optymistyczne i… I tyle. Skupia się na przyjemnych aspektach bycia idolem, całkowicie pomijając te mniej przyjemne, a jeśli już są jakieś, to bohaterowie przezwyciężają je optymizmem i ciężką pracą, i wszystko znów jest miłe, sympatyczne i tryskające optymizmem.
I tylko tak się zastanawiam, czy na dłuższą metę widz nie dostanie skrętu kiszek od nadmiaru słodyczy. W sumie, zawsze sobie może popatrzeć…