Drugi odcinek pokazał, na jakie tempo akcji powinniśmy liczyć w tej serii. Niewielkie oczywiście, bo też i niewiele się tu wydarzyło. Chitose zachłysnęła się swoją przyszłą sławą, ale pierwszy prysznic nadszedł już na wstępnym spotkaniu, gdy okazało się, że pierwowzór „jej” nowej serii to pełnoprawny harem. Bohaterek będzie zatem pięć, a ona ma być zaledwie jedną z nich. Ale mówi się trudno i gwiazdorzy dalej. W końcu to wciąż główna rola! Inna sprawa, że przyjdzie jej pracować m.in. z koleżanką ze szkoły seiyuu, słodką i niewinną Yae Kugayamą, którą łatwo pomiatać. W ekipie znajdą się także dwie poznane w poprzednim odcinku aktorki głosowe – oschła Kazuha Shibasaki oraz mająca sławnych rodziców Momoka Sonou. Grupę zamyka Koto Katakura, wyglądająca na całkiem zwyczajną, otwartą dziewczynę, której najbardziej wyróżniającą cechą jest dialekt kansai.

Najlepsze w tym odcinku było zdecydowanie to, jak dosadnie pokazano nam, że cały ten projekt po prostu nie może się udać. Producent szaleje jak może, a ponieważ charyzmy nie sposób mu odmówić, łatwo przekonuje do swojej wizji innych. A przynajmniej udaje mu się ją przeforsować na zebraniu. Nic to, że harmonogram jest napięty i nie ma czasu na takie rzeczy, jak zmiana projektów postaci (te nie odpowiadają bowiem autorowi pierwowzoru). Budżet może nie uciągnąć wszystkich ekstrawagancji, jakie chciałby tam zawrzeć? Co tam! Liczy się pasja, a nie animacja. Ważne, żeby filmik promocyjny wypadł dobrze, bo jeśli się ludzie nakręcą, to potem już będzie z górki (fani i tak to kupią).

Dziewczęta biorą więc udział w pierwszej imprezie związanej z nową produkcją, podczas której zaprezentowane zostaje wspomniane już PV. Zdziwił mnie trochę entuzjazm widowni po jego projekcji, ale zgaduję, że chodziło o niesamowitą animację, która teoretycznie miała być tam widoczna. Przy okazji zresztą wyszło, że Koto całkiem dobrze zna się na anime, od razu rozpoznała bowiem styl jakiegoś znanego animatora. W każdym razie sam filmik wyglądał mniej więcej tak:

Chitose, jak to ona, kompletnie się niczym nie przejmuje, zresztą nie ma zielonego pojęcia o produkcji anime. Czy wspominałam już, że zapowiada się tutaj jedna z ciekawszych postaci kobiecych w tym sezonie? Naprawdę uwielbiam jej złośliwe komentarze oraz aroganckie zachowanie. Zwłaszcza że nie przekracza to jeszcze granicy, która oddziela ją od bycia niewychowaną, bezczelną smarkulą. Niesamowicie cieszy mnie fakt, że zdecydowano się na pierwszym planie postawić właśnie taką postać. Dosyć już mam ugrzecznionych dziewczynek, porażających swą niewinnością. Przebojowość – to się liczy! Zapewne ta kolorowa bańka mydlana nie będzie otaczać Chitose do samego końca i w którymś momencie dziewczyna dostanie lekcję pokory. Albo nie? Trudno stwierdzić, co też konkretnie tu dla nas szykują twórcy, ale jedno jest pewne – złośliwego humoru nie zabraknie, a jego dostarczycielką będzie w znaczniej mierze właśnie Chitose.

Na razie wygląda mi to na jedną z bardziej interesujących serii w tym sezonie i zdecydowanie nie ma nic wspólnego z anime o słodkich dziewczątkach robiących słodkie rzeczy. Cukru tu nie znajdziemy, a wręcz przeciwnie – liczyć powinniśmy na sporą dozę gorzkiej prawdy związanej z przemysłem, którym, jako fani anime, większość widzów chociaż po części się interesuje. Niby wszyscy wiemy, że za kulisami to nie wygląda tak różowo, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by to zobaczyć w komediowej formie na ekranie. Nie wątpię zresztą, że seria jeszcze niejedno nam pokaże.