Sangatsu no Lion – odcinek 1

vlcsnap-6257-06-30-18h49m40s318

No, no, no… No, no, no… Nie mogę się powstrzymać od powtarzania tych słów od chwili zakończenia seansu. Może za wcześnie na takie stwierdzenia, ale Sangatsu no Lion niemal od pierwszych minut robi wrażenie serii niezwykłej i mam szczerą nadzieję, że to wrażenie się nie zmieni. Już opening i pierwsza połowa odcinka, podczas której bohater nawet się nie odzywa – obserwujemy tylko jego samotny poranek, podróż do innej dzielnicy i wygraną rozgrywkę w shogi z mężczyzną, który stanowi ewidentnie ważną postać z jego równie ewidentnie bolesnej przeszłości – budują klimat niesamowitego podskórnego napięcia. Od razu widać, że chłopak ma poważne problemy ze sobą, jeśli nie ostrą traumę z dzieciństwa, ale informacje dawkowane są tak skąpo – i umiejętnie! – że na razie da się o nim powiedzieć niewiele więcej niż to: Rei Kiriyama, lat 17, mieszka sam, prawdopodobnie sierota, geniusz i profesjonalny gracz w shogi (zarabia na tym, ponoć nieźle). Nie wiadomo, jaka dokładnie relacja łączy go z trzema siostrami Kawamoto, które zapraszają go (a raczej wkręcają) na curry, po czym zmęczony negatywnymi emocjami związanymi z grą zasypia u nich na podłodze; wieczorem natomiast pomaga w sklepie ich dziadka, też ciekawej postaci.

vlcsnap-9113-02-26-23h49m03s504  vlcsnap-6791-11-24-01h15m11s924

vlcsnap-4073-11-27-06h58m32s215  vlcsnap-4807-11-05-21h31m46s816

Widać jednak wyraźnie, że te dziewczyny stanowią w jego życiu coś w rodzaju ożywczej trąby powietrznej, prawdopodobnie ratując go przed całkowitą alienacją. Razem wziąwszy, już się nie mogę doczekać poznania przeszłości chłopaka, a jednocześnie mam nadzieję, że będzie ona pokazywana tak jak w pierwszym odcinku, w migawkach, rozsypanych fragmentach, symbolicznych i przemawiających do wyobraźni obrazach, które trzeba sobie będzie poskładać w całość, bo jest to po prostu świetnie zrobione.

vlcsnap-5096-04-01-23h49m08s061  vlcsnap-1827-02-25-11h54m47s633

Wielką zasługę w powyższym ma też grafika. Początkowo ma się wrażenie niejakiego uproszczenia nie tylko postaci, ale i pustawych wnętrz (CG jest mało i nie przeszkadza), ale już od sceny w domu sióstr zaczęłam być zachwycona, głównie tłami właśnie, rysowanymi cudowną miękką kreską, sprawiającą wrażenie jakby przeniesionej z innego czasu, innej bajki.

vlcsnap-4285-03-04-09h53m07s063  vlcsnap-8820-07-12-11h52m43s245

Do tego wbrew pozorom idealnie pasują rzeczywiście nieco uproszczone postaci i ich urocze esdeczki, łącznie z okazjonalnymi deformacjami w ruchu i feeriami kolorowych kwiatków oraz innych podobnych elementów, a wszystko razem tworzy kontrast z genialnym użyciem czerni i metafory wody, które obrazują stan psychiki i głębokie osamotnienie Kiriyamy. Ach, i jest jeszcze muzyka – przede wszystkim ta prześliczna piosenka towarzysząca pierwszym minutom.

vlcsnap-0814-07-20-15h26m06s378  vlcsnap-8139-11-22-07h45m33s001

Last but not least – koty. To trzeba nie tylko zobaczyć, ale i usłyszeć!

vlcsnap-1916-05-06-19h38m39s508  vlcsnap-3119-08-06-19h54m59s685vlcsnap-2374-12-31-03h15m09s155

Leave a comment for: "Sangatsu no Lion – odcinek 1"