Drugi odcinek podzielony jest na cztery rozdziały – zapewne spuścizna oryginału – które jednak zgrabnie łączą się ze sobą, jednocześnie z prowadzeniem współczesnej historii pokazując fragmenty przeszłości Reiego. Pierwsze dwa to krótkie i mocno komediowe przedstawienie dwóch rywali chłopaka. Grubasek Nikaidou (rywal samozwańczy) w myśl najlepszych mangowych wzorców ściga się z nim od dziesięciu lat, planując po pokonaniu go zostać jego najlepszym kumplem, a tymczasem włamuje się do jego skrzynki pocztowej, obżera go z pizzy i stanowi bohatera kilku najciekawszych graficznie plansz.
Z kolei Issa Matsumoto, lat 26, którego straszne i rozanielone miny ubawiły mnie jeszcze bardziej niż Nikaidou, przegrywa z Kiriyamą eliminacje do turnieju o Puchar NHK. W ramach pocieszenia go przez niejakiego Smitha, również gracza, wszyscy trzej lądują w klubie, gdzie hostessą jest Akari, najstarsza z sióstr Kawamoto i obiekt uwielbienia Issy. Przyznam, że mnie zaskoczyła – jej postać, którą oceniłam jako prościutką i cieplutką kurkę domową, nagle nabrała głębi i rumieńców. A dalej było tylko lepiej.
W drugiej części odcinka, znacznie mniej komediowej w klimacie, dzięki wizycie w klubie właśnie i wywołanej nią retrospekcji, dowiadujemy się, w jaki sposób Rei nawiązał znajomość z siostrami i jak Akari – bez wątpienia ciepła i wyrozumiałości jej nie można odmówić – wciągnęła zupełnie obcego, samotnego chłopaka w orbitę swojej małej rodziny. Sytuacja, powiedziałabym, dość realistyczna, podobał mi się także pozbawiony przerysowań sposób jej przedstawienia. W dodatku jedną sceną, pokazującą cudownie normalne podejście Akari do potrzebującego pomocy nastolatka, twórcy powiedzieli o niej mnóstwo. Naprawdę mi się spodobała!
Po raz kolejny Kiriyama trafił do ich domu, przypadkiem wpadłszy na dziewczyny w supermarkecie, gdzie Akari wykazała się także kobiecym sprytem, by zapewnić mu przyzwoity posiłek zamiast zupek instant. A że było to w okresie japońskiego święta zmarłych, O-bon, stało się kolejnym zgrabnym pretekstem do ukazania nie tylko kilku drobiazgów z przeszłości chłopka – rzeczywiście zawierającej tragedię rodzinną – ale też sugestii, że również rodzina Kawamoto ma za sobą zapewne niedawne bolesne doświadczania. Mimo to ich życie trwa nadal jakby niezmącone – i zapewne to właśnie stanie się dla Reiego szansą na powrót do normalności.
A wszystkie te kwestie ukazywane są w naprawdę subtelny, choć jednocześnie jasny sposób i bardzo zgrabnie, tak że widz nie ma absolutnie wrażenia łopatologii i epatowania dramatem, a za to może wyrazić uznanie dla realizmu psychologicznego. Postaci nabierają powoli głębi i podoba mi się także kierunek, w jakim prawdopodobnie pójdzie rozwój bohatera, mimo swej oczywistej samotności wcale nie pozostawionego przez innych samemu sobie. Rei nie żyje w próżni, lecz nosi ją w sobie; bardzo chętnie zobaczę, jak się ona wypełnia dzięki interakcjom z gronem pozostałych bohaterów.
Graficznie jest intrygująco, bo w obliczu prześlicznych krajobrazów miejskich i wnętrz nie mogę sama ze sobą ustalić, czy te wszystkie uproszczenia i deformacje postaci tudzież kwiatki, sparkle i bąbelki są pójściem na łatwiznę rysowników, czy celowym zabiegiem. Ale faktem jest, że absolutnie mi to nie przeszkadza, a podobnych graficznych pomysłów jak z Nikaidou chcę więcej – niby nic, w dodatku można powiedzieć, że niepotrzebne, a takie fajne. No i te przeurocze koty!