Drugi sezon opowieści o muzycznych zespołach z Midicity rozpoczyna się od kosmicznej inwazji, która zmiata miasto z powierzchni planety, zaś planetę z powierzchni wszechświata. Kiedy już przestałam się śmiać… To jest, oczywiście, dygotać z przerażenia i zgrozy… mogłam kontynuować seans.
Jak się okazuje, to niemiłe zajście jest kwestią bliskiej przyszłości, zaś trio wojowników, nazywające się Ninjinriot, które nie zdołało mu zapobiec, cofa się teraz w przeszłość, żeby spróbować jeszcze raz. W przeszłości zaś, czyli tuż po zakończeniu pierwszej serii Show by Rock!!, życie w Midicity toczy się spokojnie. Plasmagica występuje – tak jak dawniej – w trzyosobowym składzie, zaś pod skrzydła agencji Banded Rocking Records trafił także zespół CritiCrista (co właśnie nie jest takie nielogiczne, jak się zastanowić nad dotychczasowymi wypadkami). Rozmaitych innych bohaterów widzimy w różnych miejscach świata, zaś podopieczni BRR szykują się do koncertu… Który zostaje przerwany przez (nie)dobrego starego znajomego, czyli demonicznego gluta Dagger Morse’a. Najwyraźniej znalazł on nowe protegowane, ale na szczęście tym razem zło i występek muszą ustąpić przed wspomnianym wcześniej Ninjinriotem. Waleczne trio wtajemnicza bohaterów w zbliżający się kataklizm, pozyskuje obietnicę pomocy i znika. Cóż, to oznacza, że chociaż zagrożenie czai się na horyzoncie, dziewczęta z Plasmagiki mogą powspominać swoją przyjaciółkę, Cyan, za którą nadal tęsknią. Zaś Cyan – zmagająca się z kryzysem twórczym – tęskni za nimi. Przynajmniej do momentu, kiedy do jej pokoju wpada sobie mech…
Cuda się czasami zdarzają i wszystko wskazuje na to, że twórcy Show by Rock!!# doskonale pamiętają, co zadecydowało o powodzeniu pierwszej serii. Zaprezentowane tutaj zawiązanie fabuły jest tyleż kompletnie szalone, co – jeśli się mu uważnie przyjrzeć – zadziwiająco spójne. Akcja pędzi, ale nie gubi przy tym rytmu, przypomina widzom to, co powinni pamiętać, ale nie traci czasu na zanudzanie ich detalami. Pod względem technicznym seria nadal stoi na wysokim poziomie, mimo kolorowego chaosu jest po prostu dobrze zrobiona i ładna. Poza tym całość nadal promieniuje tą samą zwariowaną i pozytywną energią, więc szykuje się przyjemna dawka endorfin na jesienne wieczory.
Zaraz. Czy ja tam widziałam sfoszonego jednorożca?