Daisuke Higashida, zmuszony okolicznościami życiowymi, podejmuje pracę w jednej z restauracji Wagnaria. Ojciec ogłosza bankructwo firmy, a tym samym następuje cięcie w wydatkach na naszego bohatera – brak kieszonkowego, kasy na telefon i na dojazd do szkoły… Znaczy, synu, idź do pracy i sobie zarób (i jednocześnie postaraj się nie zadusić gołymi rękami kochanej rodzinki, która do sprawy bankructwa podchodzi nadzwyczaj… radośnie i beztrosko).
W pierwszym odcinku poznajemy (prawie) wszystkie postacie, które będą się przewijać przez życie Daisukiego w restauracji. Na początek jest szef-ciamajda, Kanichirou Sakaki, nieumiejący nawet tabliczki mnożenia i dający się robić w jajo swoim podwładnym. Potem jest menedżerka, Hana Miyakoshi, także chodząca do szkoły średniej, jak bohater, kompetentna, zorganizowana… i umiejąca przywalić w szczękę. Szefowi.
Idźmy dalej – mamy tu panienkę niewierzącą w zjawiska paranormalne (za to zjawiska wierzą w nią), zdegustowaną światem studentkę, przepytującą wszystkich z historii Japonii, bogatą panienkę, która jest córką przedsiębiorcy i pracuje jako kelnerka, biednego chłopaka pracującego m.in. także jako host oraz parę kucharzy, którzy wg bohatera są z tej gromady najnormalniejsi.
Odcinek składa się z luźno powiązanych scenek, w tym przypadku przedstawiających adaptowanie się Daisuke do pracy oraz mniej więcej pokazujących cechy charakteru pozostałych postaci. Nie sądzę, by w przyszłości miało się coś zmienić – podobna formuła – luźno połączonych scen – była wykorzystana w poprzednich seriach spod znaku Working!!. A skoro tam zadziałała, to dlaczego jej nie stosować dalej? Pod względem graficznym także nie widać zmian – postacie przypominają znane z poprzednich serii typy, tła i wystrój wnętrz także się nie różnią, w końcu to ta sama sieć restauracji.
Jeśli ktoś nie oglądał poprzednich serii Working!!, nie musi tego robić, by sięgnąć po tę produkcję. Tutaj też dostanie (a tego jestem raczej pewna) dosyć spokojną serię obyczajowo-komediową, bez nagłych zwrotów akcji, z trochę zakręconymi bohaterami i lekko przeszarżowanymi niektórymi scenami. Ot, takie coś, co się ogląda, spędzi się miło czas, ale się za tym nie szaleje na tyle, żeby fanfiki pisać…