Hand Shakers – odcinek 1

CO-JA-PACZĘ? Serio… NIE WIEM.

Jakieś pojedynki, jakieś bronie, jakieś bóstwo, jakieś pary… Na razie wszystko jest takie niedookreślone… Znaczy, nie no, kilka rzeczy wiemy. Główny bohater (Tazuna) jest licealistą (?), lubi majsterkować przy najróżniejszych maszynach i ma biuściastą koleżankę (Lily), która lubi stawiać tarota. Chłopak dostaje wezwanie na uniwerek od niejakiego pana Makihary, który ma mu zlecić naprawienie czegoś, jednak gdy nastolatek przybywa na miejsce, nie zastaje nikogo prócz śpiącej pod kroplówką białowłosej dziewuszki (Koyori). Na jej widok powracają bolesne wspomnienia związane ze śmiercią młodszej siostry i bohater na początku nawet omyłkowo widzi ją zamiast zupełnie obcej sobie osoby. Gdy niespodziewanie Koyori się budzi i chwyta Tazunę za rękę, zaczynają się dziać dziwne rzeczy… Świat staje się nagle bardziej kolorowy i odzywa się tajemniczy głos, który mówi coś o Objawieniu Babelskim i walce. Potem pojawia się pan Makihara i też przez chwilę gada od rzeczy, by ostatecznie zniknąć bez śladu. A jeszcze później znikąd pojawiają się wszędobylskie łańcuchy, atakujące Tazunę i Koyori, którzy nie mają innego wyboru jak brać nogi za pas. Jak się okazuje, zostali oni zaatakowani przez inną parę tytułowych „Ściskających dłonie”. Każdy taki duet jest w stanie przyzwać jakąś broń, przy pomocy której walczy z inną dwójką. Tak więc Tazuna musi walczyć, bo inaczej oboje z tajemniczą dziewuszką zginą! Co może ich uratować? Koła zębate! I… miecz z kół zębatych! Koniec odcinka.

O, świetnie! Seria o pojedynkach! Nie… mówiąc serio, to jest fatalne, bo niby wiemy, o co chodzi, ale tak naprawdę nie mamy pojęcia co, jak i właściwie dlaczego. Niby mamy się tego dowiedzieć w drugim odcinku, ale jeśli wyjaśnienia będą podawane w taki sposób, to ja dziękuję… Chaos, chaos wszędzie… Znaczy… Niby ma to jakiś tam ciąg przyczynowo-skutkowy, ale montaż scen jest beznadziejny. Akcja pędzi na złamanie karku, wszystko wydaje się takie zupełnie przypadkowe i dzieje się zdecydowanie za szybko. A tak właściwie to jest nieziemsko głupie. Serio.

Główny bohater nie ma pojęcia, co się dzieje, wszystkiemu się dziwi, ucieka, ale w końcu zdobywa się na odwagę i przywołuje koła zębate. A, no i ma traumę z dzieciństwa. Główna bohaterka praktycznie się nie odzywa, robi smutne miny, ale nawet chyba próbuje działać… Plus dla niej! Przeciwnicy są… no tego… Pan się wydziera i znęca nad partnerką, która jednocześnie cierpi i szczytuje. Jeśli pozostali bohaterowie będą równie oryginalni, to nie wiem, jak widzowie przetrwają ten seans… Serio, przerażające jest to, że najbardziej strawna w tym odcinku była Koyori, czyli manekin…

To jest GoHands, więc podobnie jak w przypadku K, dostajemy kolorową wściekliznę… Ale na bogów, jakie to było brzydkie! Znaczy nie no, tła są całkiem ładne, projekty postaci w sumie też, animacja nawet płynna. ALE te efekty trójwymiarowe… Dajcie mi nowe oczy! Tego się NIE da odwidzieć. Te łańcuchy, to mroczne wielkie łapsko… Auć… to naprawdę bolało. Ciekawe, czy reszta broni będzie się prezentowała równie efektownie. Nie wiem, czy chcę poznać odpowiedź na to pytanie.

Hand Shakers zapowiada się na anime słabe… Bardzo słabe. Po seansie pierwszego odcinka byłam tylko trochę znudzona, zdecydowanie bardziej zaskoczona czy raczej zniesmaczona… Podskakujące melony zamiast piersi mnie nie ruszają, bo to znamy z wielu innych anime. Ale tylko mi się wydaje, czy całość będzie jechała na wyjątkowo niesmacznych podtekstach? Subtelność zdecydowanie nie będzie drugim imieniem tej serii, bo do przekazania widzom tego czegoś, co twórcy chcieli przekazać, użyto… nie, nie łopaty. Młota pneumatycznego. A, no i przygotujcie się na niezłą dawkę pretensjonalności z całą tą głęboką symboliką. Jeżeli wszystko będzie się dalej rozwijać w obranym kierunku, to ten statek pójdzie na dno zanim na dobre wypłynie na otwarte wody. Serio… nadal nie wiem, co to właściwie miało być…

Pokontemplujmy na koniec te ładne tła i policzmy, ile razy w zajawce pojawiło się słowo serio

Leave a comment for: "Hand Shakers – odcinek 1"