Clockwork Planet – odcinek 2

Wojsko knuje i jest złe, taki już urok anime… Z jakiegoś powodu pragnie ono urządzić czystkę i zniszczyć Kioto wraz z dwudziestoma milionami nieświadomych niczego mieszkańców. Dzielna zegarmistrz w kokardkach (lub Marie jak kto woli) wraz z wiernym szoferem próbuje oczywiście ocalić miasto, z pomocą przychodzą jej inni członkowie gildii, ale… Z jakiegoś powodu szefostwo nakazuje im się wycofać i zostawić wszystko jak jest. Oczywiście że nie mają konszachtów z wojskiem, a ten typ w świecących okularach i z podejrzanym uśmieszkiem jest czysty i niewinny niczym lelyja nagrobna. Co w tym czasie robią Naoto (który słyszy, że z mechanizmem jest coś NIE TAK) i jego wygadana androidka? Ano najpierw udają się do szkoły, gdzie RyuZU przedstawia się jako uczennica z wymiany i przy okazji obraża wszystkich kolegów i koleżanki z klasy (którzy mimo to są nią zafascynowani), a potem wyruszają na zakupy.

  

  

No dobrze, odcinek drugi prezentuje się odrobinę lepiej niż pierwszy, co nie zmienia faktu, że seria pozostaje nudna i przewidywalna. Bohaterowie są wycięci od szablonów modnych dobrych kilka lat temu i jak na razie nie wypatrzyłam tu ani pół jednostki, wzbudzającej chociaż cień sympatii. Serio, już dawno nie miałam do czynienia z anime, gdzie jestem w stanie określić „charakter” i rolę postaci w fabule, zanim jeszcze się odezwie. Chrzanić tandetny fanserwis, brzydką grafikę i górę idiotyzmów w rodzaju całego oddziału uzbrojonych po zęby robotów, które nie są w stanie trafić lub chociażby drasnąć małej smarkuli i jej szofera – ba, one nawet nie są w stanie trafić w ich pobliżu. Cóż, dobrze to świadczy o geniuszu technologicznym wojska… Największą bolączką Clockwork Planet jest fakt, że to już było, wiele razy, w znacznie lepszym i bardziej przemyślanym wydaniu. Niby dzieje się coś ważnego, zbliża się wielka tragedia, bohaterowie coś krzyczą, dzielnie walczą, ale mnie to nie rusza. Gdyby to miasto trafił szlag, nawet brewka by mi nie pykła, ponieważ twórcy nie są w stanie, mimo strzelanin i napadów histerii postawionej pod ścianą Marie, zainteresować mnie losami tych ludzi. To już nawet nie jest kwestia nastawienia, bo dobra jatka zawsze jest mile widziana, ale nieumiejętność twórców opowiedzenia prostej historii.

  

Gdybym miała wymienić jakieś plusy tego odcinka, z pewnością byłby to niewielki wzrost jakości grafiki i mniej nachalny fanserwis. Poza tym bohaterowie wreszcie się spotkali, co oznacza, że w trzecim odcinku połączą siły i być może dostaniemy ciąg dalszy wydarzeń przedstawionych w prologu. Inna sprawa, że na razie Naoto zdecydowanie trzyma się na drugim planie, podczas gdy prym wiodą słodkie dziewuszki. To akurat żaden plus, bo wszystkie postaci są równie nijakie, ale i tak wszystko bije na głowę okropna ścieżka dźwiękowa – elektroniczne plumkanie, zupełnie przypadkowe i niemające żadnego związku z tym, co dzieje się na ekranie.

Nadal uważam, że to wyjątkowy przykład animowej nędzy i rozpaczy, i jestem pewna, że jeżeli nie wydarzy się cud, trzeci odcinek będzie ostatnim, jaki obejrzę.

Leave a comment for: "Clockwork Planet – odcinek 2"