ID-0 – odcinek 3

  

Trzeci odcinek ponownie zaczyna się od pana w nietwarzowej masce i jeszcze jednego jegomościa, który jest stary, brzydki i występuje na tle parawanu w szkielety, co zapewne dyskretnie sugeruje, że nie powinniśmy go lubić. W wyniku knowań ww. typów kosmiczna marynarka wojenna dostaje rozkaz przechwycenia „Stulti” i cennego ładunku orichaltu wydobytego z nowej planety. Co też czyni, nie przejmując się żadnymi nakazami ani uzasadnieniem swoich działań. Załoga musi ulec przeważającym siłom przeciwnika, a chociaż sytuacja nie wygląda różowo, z nieoczekiwaną pomocą przychodzi zaskakujące zjawisko – materializujący się wokół okrętu marynarki rój meteorytów i planetoid zajmuje żołnierzy i zmusza do awaryjnego skoku. W jego trakcie bohaterowie wprowadzają w życie śmiały plan i wykonują własny skok, uciekając w bezpieczne miejsce razem z całym statkiem i arogancką panią oficer w charakterze bonusu. Nie jestem pewna, czy orichalt, od którego się zaczęło to zamieszanie, został zabrany z pokładu, ale pewnie nie oglądałam dość starannie.

  

Największą rewelacją tego odcinka jest to, że załoga „Stulti”, poza Mayą i Clair, składa się z samych evertrancerów. O ile jednak w pozostałych przypadkach powody porzucenia fizycznego ciała są mniej lub bardziej zrozumiałe, o tyle Ido nadal pozostaje zagadką, gdyż przy okazji (niedoszłego) aresztowania wychodzi na jaw, iż nikt – z nim samym włącznie – nie ma pojęcia, jaka była jego ludzka tożsamość. Prawdę mówiąc jestem się gotowa założyć, że ostatecznie wyjdą na jaw jakieś powiązania pomiędzy nim, a facetem w nietwarzowej masce, ale nie zamierzam już tego sprawdzać.

  

Ostatecznie ID-0 okazało się rozczarowaniem głównie z powodu straszliwie topornej konstrukcji scenariusza. W tym odcinku najbardziej zgrzytało, kiedy kapitan(?) okrętu marynarki wojennej zaczął przedstawiać dokładnie poszczególnych członków załogi „Stulti” z imienia, nazwiska i przeszłości – naprawdę nie dałoby się tego jakoś zgrabniej wpleść w fabułę? Poza tym nadal nie umiem dostrzec żadnej logiki w świecie przedstawionym. Wydaje się, że został on napisany tylko jako tło dla działań bohaterów i istnieje tylko w tych kawałkach, które są chwilowo potrzebne, bez żadnego większego obrazu. Te trzy odcinki nie wystarczyły także, by przybliżyć „barwną załogę” – jej członkowie nadal są nijacy, chyba że komuś do szczęścia wystarczą przypominające lalki urocze dziewuszki (czy mi się zdaje, czy Clair jest klasycznym bridge bunny?), do których w tym odcinku doszlusowała kocioucha tajemnicza panienka zachowująca się jak małe dziecko.

Możliwe, że po prostu rozmijam się z tą serią, ale zdecydowanie nie mam do niej cierpliwości. Próba połączenia klasycznych motywów space opery z nowymi trendami (te moé panienki wszędzie…) nie musi być skazana na porażkę, co pokazało w swoim czasie Mouretsu Pirates, ale wymaga porządnie przemyślanego świata i interesujących postaci, a w drugiej kolejności – porządnej fabuły. Czyli tego, czego ID-0 na razie mi nie pokazało.

Leave a comment for: "ID-0 – odcinek 3"