Tsugumomo – odcinek 1

Tęskniliście? Ja tak.  Za chwilę się przekonacie, dlaczego zadałem te pytanie.

Czasem trudno oprzeć się wrażeniu déjà vu. Już pierwsza scena Tsugumomo przywodzi na myśl pewien popularny przed laty tytuł. Domyślacie się, jaki? Tak, chodzi o Kannagi. Podobieństw jest cała masa, chociaż kalką nazwać tego nie mogę.

 

Kazuya Kagami ma ważną pamiątkę po (zmarłej?) mamie – pas obi (dodatek do kimona, a nie sieć sklepów budowlanych) zdobiony motywem kwiatów wiśni. Co dziwne, nosi go zawsze przy sobie, co pewnego dnia ratuje mu życie, gdy na dachu szkoły zostaje zaatakowany przez tajemniczą perukę. Przed upadkiem z dachu ocala go właśnie obi, a dokładniej mówiąc – tsukumogami, w które się przemienił. Oczywiście pas przybiera postać młodej atrakcyjnej dziewczyny, która rozprawia się z przeciwnikiem bez większego problemu.

 

Cała reszta również oryginalnością nie grzeszy. Kiriha, bo tak owa tsukumogami się zwie, pakuje się do domu Kazuyi, gdzie sprawia mu liczne problemy. Chłopak mieszka ze starszą siostrą (forma nee-chan oraz rozmiar biustu nie pozostawiają wątpliwości). Co więcej, siostra bez wątpienia ma fioła na punkcie brata, więc jej wścibskość dodatkowo utrudnia sytuację. Niełatwe będzie życie Kazuyi, oj niełatwe. Jednak są i przyjemniejsze momenty, co możecie zobaczyć powyżej…

Widać też wszystkie inne składowe typowej komedii romantycznej – koleżankę włóczącą się za bohaterem, dwóch jego przyjaciół oraz cały wianuszek potencjalnych kandydatek na członkinie haremu, pojawiających się w czołówce. Mimo to nie mogę napisać, że świat przedstawiony zrobił na mnie negatywne wrażenie – na razie jest bardzo sympatycznie. Najmniej interesująco wypada Kazuya, ale to też nic nadzwyczajnego ani niespodziewanego.

 

Muszę za to pochwalić oprawę techniczną, a zwłaszcza udźwiękowienie. Jest czego posłuchać! Cały repertuar dobrych utworów podkreślających akcję, a także wpadające w ucho opening oraz ending. Oprawa wizualna jest nierówna – na pierwszym planie postaci rysowane są bardzo dobrze, ale w niektórych scenach było widać deformacje. Bardzo dobrze wypadła za to walka z Kirihą w roli głównej, animacja ruchu i ogólna dynamika cieszyły oko. Ogólnie jest ponadprzeciętnie, co cieszy mnie niezmiernie.

Trudno na razie wyrokować, czy seria będzie udana. Ma swoje zalety, ale od rozwoju wydarzeń będzie zależało, czy warto poświęcać jej czas. Na pewno wprowadzeni zostaną nowi bohaterowie (raczej bohaterki?) z rodzaju tych nadprzyrodzonych. Z jednej strony to dobrze, z drugiej czuję zimny dreszcz na myśl o tym, że Tsugomomo może pójść w typową haremówkę. Fanserwisu twórcy się nie boją, więc różnie może być.

Leave a comment for: "Tsugumomo – odcinek 1"