Isekai Shokudou – odcinek 3

Tym razem magiczną restaurację odwiedza pewien potentat „makaronowy” wraz z wnukiem, którego przygotowuje do przejęcia interesu. Thomas Alfade słynie z doskonałych makaronów i sosów, a jego propozycje kulinarne są tak dobre, że uważany jest za geniusza, skrywa jednak pewien sekret. Otóż wszystkie swoje popisowe dania zaczerpnął z menu Nekoyi, o czym ma okazję przekonać się jego wnuk, Sirius. Jeżeli jednak ktoś spodziewa się dramatycznych wyznań, to srogo się zawiedzie – wszystko wskazuje na to, że właściciel Nekoyi wie o kulinarnym plagiacie i nie ma nic przeciwko. Co więcej, łączy go z Thomasem umowa, zgodnie z którą starszy pan dostarcza mu składników ze swojego świata w zamian za sowitą zapłatę. W drugiej części odcinka do restauracji trafia bardzo nieszczęśliwa księżniczka, której pomóc mogą jedynie pyszne „chmurki”.

 

 

Tak jak przewidywałam, Isekai Shokudou nie zmieniło formuły i dalej raczy widzów dwiema historyjkami o gościach Nekoyi. Schemat jest dokładnie taki sam – ktoś trafia do knajpki przez przypadek lub okazuje się stałym gościem. Otrzymujemy zaledwie zarys jego historii i mnóstwo zachwytów nad jedzeniem. Tym razem goście rozpływają się nad spaghetti z sosem mięsno-pomidorowym, kawą oraz deserem. Zaś pomiędzy jednym kęsem a drugim dowiadujemy się, że restauracja to rodzinny interes, który przechodzi z jednego pokolenia na drugie i że obecny właściciel lubi eksperymentować. Rola demoniczki ogranicza się do serwowania potraw i testowania nowych dań. Tak naprawdę wszystko jest tu podporządkowane jedzeniu, więc nie ma mowy o interesujących bohaterach czy fabularnych fajerwerkach. Mimo to anime ogląda się przyjemnie, nawet jeżeli chwilami wieje nudą. Jest ciepło i miło, a smaczny posiłek okazuje się najlepszym remedium na wszelkie problemy.

 

Nie powiem, żeby Isekai Shokudou mnie porwało i zachwyciło – ot, przyzwoite patrzydło. Seria ma niezgorszą grafikę i potrafi na chwilę odciągnąć myśli od bardziej przyziemnych spraw. Co prawda spodziewałam się czegoś zupełnie innego, a przynajmniej ciekawszego, ale skoro te dwadzieścia minut mija mi szybko i nie muszę co chwila spoglądać na zegarek, nie widzę powodu, by porzucać anime. Natomiast jeżeli ktoś nadal się zastanawia, czy warto, już pierwszy odcinek powie mu, czego się spodziewać – w tym przypadku nie liczyłabym na żadne miłe lub niemiłe niespodzianki. Każdy kolejny odcinek tworzony jest według tego samego przepisu, z tych samych składników i według tych samych proporcji, bo przecież lubimy to, co znamy.

Leave a comment for: "Isekai Shokudou – odcinek 3"