Keppeki Danshi! Aoyama-kun – odcinek 3

Tym razem drużyna Fujimi szykuje się do meczu z kolejnym przeciwnikiem, dlatego w ramach odstresowania koledzy namawiają Zaizena, żeby postawił im obiad, a że akurat zaczyna padać, do wesołej gromadki dołącza Aoyama. Oczywiście choroba uniemożliwia mu spożycie posiłku, który przygotował ktoś inny, więc pozostaje biernym obserwatorem wydarzeń. W restauracji chłopcy natykają się na niedawnego rywala, świecącego kaloryferem kolegę Aoyamy z reprezentacji, nadal niemogącego ścierpieć porażki. W ramach rewanżu wyzywa on jednego z chłopców na pojedynek w jedzeniu – nie przewiduję nagrody za odgadnięcie, kto ów pojedynek wygrywa. Druga część odcinka to wspomniany mecz, przerywany scenami w wykonaniu Aoyamy i kolejnej psychopatki, Kany. Próbuje ona zamknąć gwiazdę Fujimi w szatni, by drużyna jej chłopaka bez problemu wygrała mecz. Ba, jest nawet gotowa szantażować Aoyamę!

 

 

Jakie to było śmieszne, chyba padnę… Jest zaledwie odrobinkę lepiej niż w drugim odcinku, ale to pewnie dlatego, że trochę miejsca poświęcono na piłkę nożną. Aoyama nadal jest manekinem, przesuwanym wszechmocną wolą twórców anime, ale z jakiegoś powodu uwielbianym przez wszystkich. Poza tym Taku Sakamoto, autor mangi, ma chyba jakiś uraz względem kobiet, bo wszystkie odgrywające w anime ważniejszą rolę są nienormalne. Serio, panienka zamyka chorego chłopaka w pomieszczeniu, które szczotki nie widziało od wieków, śmierdzi i bliżej mu do zaniedbanej obory niż szatni, po czym, gdy chce on wyjść, rozbiera się do bielizny i stwierdza, że będzie krzyczeć… Ubaw po pachy. Keppeki Danshi! Aoyama-kun jest na przemian głupie i nudne – fabuła to zlepek żenujących gagów, a postaci są albo drewniane, albo irytujące. Już to pisałam, ale powtórzę się, istnieje przynajmniej kilka serii, które w sposób zabawniejszy i bardziej ludzki, ukazują ludzi chorych lub w jakiś sposób nieprzystosowanych do życia w społeczeństwie. Serii o piłce nożnej jest od groma i trochę, a większość z nich prezentuje ten sport o niebo lepiej niż opisywany gniot. Naprawdę nie widzę ani jednego powodu, by marnować czas na coś tak słabego i nieśmiesznego, a w moim przekonaniu, wręcz szkodliwego.

 

Po trzech odcinkach jedynym bohaterem dającym się lubić jest Zaizen. Bo chociaż idiota, on jeden zdaje się rozumieć, że codzienność Aoyamy to ciągła walka. Cała reszta nadaje się do odstrzału. Podobnie zresztą jak nędzna grafika i takaż ścieżka dźwiękowa (pomijam ending). Istnieje niewielka szansa, że gdzieś dalej czekają na mnie sympatyczne postaci i jakiś fabularny przebłysk geniuszu, acz po tych trzech bardzo słabych odcinkach, podczas których z niecierpliwością zerkałam na zegar, nie mam najmniejszej ochoty tego sprawdzać.

Leave a comment for: "Keppeki Danshi! Aoyama-kun – odcinek 3"