Dies Irae – odcinek 1

Wspaniałości Kobiecego Ciała są czymś, czym możemy cieszyć się bez ograniczeń i za darmo: podczas zajęć w szkole lub na uczelni, na spacerze w parku, pływając na basenie, przed monitorem we własnej piwniczce. Rozwija to poczucie estetyki i dodaje sił potrzebnych, aby zdrowo i energicznie spędzić dzień. Kiedy więc robi się serial anime, w którym nie ma Wspaniałości Kobiecego Ciała, należy się poważnie zastanowić, czy alternatywa, którą się proponuje, jest tego warta.

Kiedy piszę takie rzeczy, to pewnie wszyscy myślą, że Dies Irae nie oferuje takiej alternatywy i że to kompletne śmieci. I tu zmyliłem czytelnika, bo twórcy przemyśleli temat i w tej serii zamiast cieszyć się Wspaniałościami można korzystnie wsłuchać się w piosenkę o gilotynie, jaka pojawia się w połowie odcinka:

~~Chi, chi chi, chi wa hoshii

Girochin ni sosono wo, nomimono wo

Girochin no kawaki wo irasu tame

Hoshii ni no wa, chi, chi chi.~~

Podczas tej pięknej pieśni o gilotynie pragnącej krwi można zaobserwować, jak protagowi odcinają łeb (w międzyczasie tłum raźnie sobie śpiewa), a przynajmniej odcinają ten, jakże mało istotny dla rozwoju akcji, organ jego wcześniejszej inkarnacji podczas Rewolucji Francuskiej. Okazuje się, że chłopina był wcześniej niezłym bishounenem

Fabuły jest jak widać mnóstwo. Ren (bo tak się aktualnie nazywa pan powyżej) sprzecza się na dachu szkoły z kumplem Shirou i odreagowuje koniec tej przyjaźni przez 2 miesiące w szpitalu. Poszło zdaje się o to, że jeden chciał wieść normalne życie, drugi nie. W ramach tej normalności  kumpela Rena wczołguje się do jego pokoju przez dziurę w ścianie, po czym razem odwiedzają muzeum z mieczami. Ren tak się składa nienawidzi noży, więc przerdzewiały sprzęt sprzed 5 wieków wywołuje u niego zgryzotę. Nienawidzi, bo trauma jakaśtam cośtam (tu przebitka na okrwawionego Shirou z maniakalnym wyrazem twarzy, best friends forever z tych dwóch, bez dwóch zdań), po czym piosenka leci, Renowi odcinają głowę, kolejny dzień w szkole, o, cycki!

Chyba nie do końca rozumiem, co się tutaj dzieje, ludzie pojawiają się w różnych miejscach i mówią różne rzeczy, pojedyncze słowa pojmuję, ale złożone w większe pakiety już do mnie nie docierają. Cycki rozumiem – te kilka sekund, kiedy się pojawiały, były akurat pozbawione konfuzji – ale tak poza tym to dla mnie zbyt skomplikowane. Rozszaleni naziści  – to też rozumiem, ale pojawiają się w ostatniej minucie, stoją pod mostem i podniecają się tym, jak to będą mordować. Komunikacja jest ważna, ja wiem, trzeba zawsze upewnić się, że partner wyraża zgodę, ale mieli na to zdaje się 60 lat? Wypadałoby w końcu przejść do rzeczy.

Leave a comment for: "Dies Irae – odcinek 1"