Mahou Tsukai no Yome – odcinek 1

Nastoletnia Chise przez całe życie widziała to, czego inni nie widzą – nadnaturalne byty, demony, dusze zmarłych, upiory. Jako sierota przekazywana była kolejnym krewnym, lecz z powodu swej odmienności nigdzie nie mogła zagrzać miejsca i nie doświadczyła ciepła rodzinnego domu. Stojąc na skraju samobójstwa, otrzymuje dziwną propozycję – wystawić się na sprzedaż, aby wreszcie znaleźć kogoś, kto będzie ją chciał. Tak też czyni.

 

Na tajnej aukcji, na której wystawione są różne stworzenia z innego świata, Chise cieszy się dużym zainteresowaniem, ale wszystkie oferty przebija, budzący poruszenie już swoim pojawieniem się, ogromny jegomość z rogami na głowie. Jak się okazuje, oprócz rogów ma też zwierzęcą czaszkę zamiast głowy – całość przywodzi na myśl jakiś gatunek antylopy – i jest starym potężnym magiem, ale wcale nie jest tak przerażający, jak wygląda.

 

  

Elias Ainsworth magicznym sposobem zabiera Chise do swojego domu w urokliwym zakątku Anglii i oświadcza, że odtąd jest to także jej dom, a ona sama zostanie jego uczennicą. Postanowił tak dlatego, że Chise jest rzadką istotą zwaną Sleigh Beggy, przyciągającą – na dobre lub złe – nadprzyrodzone stworzenia. Przy czym nawet wśród jej rodzaju zdolność widzenia ich nie jest powszechna, zatem rzeczywiście może być z niej w przyszłości znakomity mag. Na razie Elias traktuje ją bardziej jak coś pośredniego między dzieckiem a szczeniakiem. Ale spragnionej jakiegokolwiek uczucia i zainteresowania sobą Chise właściwie to nie przeszkadza…

  

W nocy wyciąga ją na przechadzkę po lesie poznana wcześniej „wróżka” – małe skrzydlate stworzenie o tyleż ślicznym, co niepokojącym wyglądzie. Chce ona zabrać Chise do swojego świata, jak można się domyślić, zamieszkałego przez istoty określane w zachodniej mitologii jako fairies i niekoniecznie tak przyjazne człowiekowi, jak można by się na pierwszy rzut oka domyślać. Jednak dziewczyna w ostatniej chwili się cofa, gdyż nie chce zostawiać pierwszego, kto oferował jej dom i nazwał rodziną… Elias, oczywiście świadomy jej wycieczki i po cichu za nią podążający, pomaga jej się wyrwać z malutkich szponów i zabiera ją z powrotem ze sobą – a po drodze wyjawia, że oprócz bycia jej mistrzem i nauczycielem, a także wsparciem, na które zawsze może liczyć, pragnie też w przyszłości zostać jej mężem.

   

Od razu wyznam, że mangi nie czytałam, ale po powszechnych zachwytach i obejrzeniu OAV sporo sobie obiecywałam po tej serii – i absolutnie się nie zawiodłam. Klimat jest spokojny, ale ma w sobie coś takiego, że nie sposób oderwać się od ekranu. Chise, mimo że mocno wycofana, nie jest na szczęście całkiem wypraną z emocji lalką; Elias robi wrażenie swoim wyglądem, ale też zaskakuje zachowaniem i sposobem myślenia. Mimo to rzeczywiście emanuje jakimś rodzajem poczucia bezpieczeństwa, co pozwala nam zrozumieć zaufanie i decyzje dziewczyny.

 

Graficznie jest znakomicie, tła są po prostu prześliczne i nie dostrzegłam żadnych problemów a animacją. Co tu opisywać, wystarczy zobaczyć. Oszczędnie stosowane SD natomiast dodają uroczego smaczku i pozwalają parsknąć śmiechem dla rozładowania napięcia, ale absolutnie się nie kłócą z poważną wymową całości. Ogląda się to baaaardzo przyjemnie. Poza tym jest to chyba ten typ widowiska, w którym muzyka w tle nie zakłóca odbioru… to znaczy praktycznie jej nie ma lub jest bardzo dyskretna. Jest za to nieco niepokojący w początkowych scenach opening, który mi się spodobał w sensie wokalnym, i delikatnie zaśpiewany ending, oba doskonale nadające się do osobnego słuchania. Razem wziąwszy, nic, tylko polecać!

 

Leave a comment for: "Mahou Tsukai no Yome – odcinek 1"