Net-juu no Susume – odcinek 3

A otóż nadinterpretowałam (to przez te wszystkie romansowe sugestie bez wątpienia) i jak się okazało, Morioko wcale zaproszenia na kolację od Yuty nie przyjęła, lecz uprzejmie odmówiła. Co może i nieźle o niej świadczy, jako i o scenariuszu. Zrzuciwszy z serca ciężar tego problemu, radośnie pogrążyła się w grze, wspomagając wątłe zdrowie i odwagę używkami i niezdrowym jedzeniem, a sakiewkę wirtualnymi pieniędzmi zakupionymi w niedalekim supermarkecie. Co przy okazji daje pretekst do wprowadzenia osoby, którą mocno podejrzewam o bycie jedną z postaci w Fruits de Mer, i nawet obstawiam którą, ale to się dopiero przekonamy.

 

Tymczasem mamy też możliwość poobserwować Yutę w realu, jedzącego posiłek z kolegą z pracy – i zdobywającego informacje o Morioko, która niegdyś pracowała w tej samej firmie i była bardzo cenionym pracownikiem. (Przy czym nie jest to aż tak wielki zbieg okoliczności, jak w powyższym skrótowym opisie). Poza tym ów kolega, Koiwai, ze swoim wesołym i luzackim stylem bycia również nasunął mi pewne podejrzenia, aczkolwiek na razie mało konkretne. W każdym razie wygląda mi na postać, która będzie się pojawiała częściej. A scenka, którą odegrali z Yutą przy jedzeniu, mimo że właściwie bezcelowa, była zaskakująco sympatyczna i zabawna.

 

Tymczasem Morioko, wróciwszy do gry, konwersuje sobie spokojnie z miłym grubaskiem Pokotarou o zaletach życia online, kiedy na głowę spada jej (Hayashiemu właściwie) kolejny kłopot: drogi prezent od Lily, za który nie bardzo może się odwdzięczyć. Przyjąć, nie przyjąć? A co, jeśli Lily ma jakieś ukryte motywy? Niezupełnie zgodnie z pierwotnymi zamierzeniami, Hayashi zadaje jej to pytanie.

 

 

A otóż Lily rzeczywiście miała ukryty motyw. Obdarzywszy wpierw Hayashiego swoją smutną historią osoby cierpiącej z powodu nadmiernej popularności w wirtualnym świecie, wyznaje, że czuje się w jego towarzystwie tak dobrze, jak niegdyś z kimś innym w innej grze – tu przebitka, która mówi nam wszystko o dwójce bohaterów i ich przeznaczeniu dla siebie nawzajem, ale co tam – i proponuje zostanie partnerami. Nie bardzo wiem, co to znaczy w realiach gry MMO, oprócz noszenia pasujących wdzianek, ale Morioko tym razem zgadza się, i to z łopoczącym z radości sercem, chociaż wyrzuca sobie przy tym, że to nie licuje z jej wiekiem i w ogóle. Ale co tam…

 

 

Dla jasności, w powyższym opisie nie ma ani grama sarkazmu, choć oczywiście mógłby, a może nawet powinien się tam znaleźć, gdyby nie ogólne bardzo miłe wrażenie, jakie mam przy oglądaniu tej serii. Owszem, jest mocno przewidywalna, właściwie od początku wiadomo, że dwójka bohaterów tak czy siak skończy razem, a jak się przyjrzeć openingowi, to można by pewnie wyłowić kolejne pary; z przygodówką w świecie fantasty, o co można by ją podejrzewać, słysząc hasło MMO, nie ma absolutnie nic wspólnego; graficznie utrzymuje się na średnim poziomie, i to raczej w niskich warstwach. Ale postaci są po prostu bardzo sympatyczne, i to w obu wcieleniach, i bardzo chętnie poznam ich „realne” wersje oraz pokibicuję ich związkom, nawet jeśli będą one wymagały nagięcia trochę przez scenariusz zasad prawdopodobieństwa. W dodatku odpowiada mi humor, nie zawsze przewidywalny, a chwilami lekko autoironiczny. Miłe, ciepłe, zabawne i sympatyczne romansowe anime, po którym można się spodziewać happy endu – czego chcieć więcej na coraz dłuższe i chłodniejsze wieczory?

 

Leave a comment for: "Net-juu no Susume – odcinek 3"