TsukiPro The Animation – odcinek 1

 

Ponad dwadzieścia lat temu Peter Jackson nakręcił jeden ze swoich największych hitów, czyli Martwicę mózgu. Piszę o tym dlatego, ponieważ polski tytuł filmu idealnie oddaje stan umysłu towarzyszący mi podczas seansu pierwszego odcinka TsukiPro The Animation. Co więcej, jestem prawie pewna, że na wspomnianą martwicę cierpią też twórcy owego anime, bohaterowie i grający ich aktorzy (z jednym malutkim wyjątkiem). Drętwota, sztywność, nijakość i nuda dosłownie wylewają się z każdego kadru, a podobno życie idoli jest takie ekscytujące. Znaczy, na pewno jest, ale nie w tej serii…

 

 

Tragedię zapowiada już kilka pierwszych minut, wypełnionych dziadowską grafiką komputerową (wasze oczy będą krwawić podczas czołówki!) i pozbawionymi życia dialogami. Generalnie wygląda to tak, że mamy stado sławnych biszy reprezentujących zespoły muzyczne, które spotyka się w lśniącym stalą i szkłem wieżowcu z innym stadem biszy, też reprezentujących zespoły muzyczne, ale bardziej doświadczone, więc nazwijmy je stadem alfa. Alfa informują kolegów, że jak co roku będzie koncert organizowany przez agencję, tylko że tym razem dwudniowy i oni (znaczy alfa) wystąpią dnia pierwszego, a młodsi koledzy drugiego. A że wydarzenie duże, muszą być gotowi na dodatkowe sesje zdjęciowe, reklamy i inne takie, ale najważniejsze jest to, że na koncercie muszą zaprezentować cztery nowe piosenki. Potem fabuła skupia się na jednym z członków stada beta, który snuje się po mieście, zbierając kolegów, żeby przekazać im dobre nowiny. Wędrówka ma być okazją do zobaczenia, jak wygląda pracowity dzień idola, a także poznania pozostałych członków zespołu SolidS (w zajawce życzyłam twórcom nazw kataru, ale hemoroidy będą lepsze).

 

Jako że jestem miła i w ogóle, nie będę Was trzymać w niepewności i od razu Wam zdradzę, że grupa SolidS składa się z czterech biszy: fioletowego, różowego, blondyna i w kolorze lodowego błękitu. Spokojnie, nie zapomniałam o osobowościach (zgodnie z kolorami): mruk, zniewieściały, energiczny i myśliciel. Panowie mają też menadżera, który nosi okulary i potrafi prowadzić samochód. Wiecie, co przeraża mnie najbardziej? Tych zespołów zostało jeszcze pięć, męskich, bo dwóch żeńskich nie liczę. Kolory mi się skończą i wtedy będzie bieda.

 

Znaczy, ja naprawdę nie sądzę, żeby ktoś z własnej nieprzymuszonej woli siadł i to to z zainteresowaniem lub co gorsza radością obejrzał. Ja muszę, bo się do zajawek wpisałam, więc wypadałoby chociaż te trzy odcinki przecierpieć. Jedyną pociechą jest muzyka – owszem, lukrowany j-pop, ale wyjątkowo dający się słuchać, zwłaszcza ending okazał się przyjemny, więc jakiś tam plus anime ma. Problem polega na tym, że to jedyna zaleta opisywanego tytułu. Grafika jest tragiczna, to wyjątkowo nieumiejętne połączenie tradycyjnego rysunku i komputera. Panowie ledwo poruszają ustami i przez większość czasu widz ma do czynienia z pokazem slajdów. Fabuła to kpina – skaczemy w czasie i przestrzeni, nagle akcja przesuwa się na przykład o miesiąc, panowie jadą samochodem, by za chwilę kręcić reklamę. Nic tych scen nie łączy, to po prostu chaotyczny zlepek przypadkowych wydarzeń. Bohaterowie są wtórni, pozbawieni charyzmy i bezbarwni. Do tego stopnia, że kiedy próbują żartować, widz modli się, by na powrót stali się kłodami drewna. Gwoździem do trumny okazali się seiyuu, którzy nie grają, tylko czytają kwestie z kartki i to tak anemicznie, jakby nawet oddychanie sprawiało im ból. Wyjątkiem od reguły jest Soma Saito, grający energicznego blondynka z SolidS. To jedyny człowiek, który jeszcze nie zaraził się martwicą mózgu!

Leave a comment for: "TsukiPro The Animation – odcinek 1"