Basilisk ~Ouka Ninpou Chou~ – odcinek 1

O wow… To już tyle lat minęło od premiery Basiliska? Jak ten czas leci… Może należałoby się przypomnieć widzom i czytelnikom? Jasne, najlepiej konstruując przy tym fabułę tak naciąganą jak guma w majtasach praprapraprapradziadunia (ok, czy oni wtedy nosili majtki z gumką? Zresztą, nieważne). Po pierwszym odcinku wprowadzającym trudno tak naprawdę stwierdzić, cóż z tegoż serialu wyjdzie, bo na razie dostaliśmy jedynie przegląd umiejętności kolejnych bohaterów, z których w dodatku chyba nie wszyscy zostali nam przedstawieni, oraz dalekosiężne plany nadwornych „knujów” serii.

Mamy więc ukrytą w górach wioskę, gdzie trenują wspólnie niedobitki (nowe pokolenie??) klanów shinobi, którym kilkanaście lat wcześniej szogun kazał się nawzajem powyrzynać. Ale tamte krwawe dzieje już za nami, bo teraz rody Iga i Kouga ramię w ramię walczą z nieuchronnym upływem czasu i wspólnie bronią podwójnego ninja skarbu – Hachirou i Hibiki – potomstwa Gennosuke i Oboro, które odziedziczyło niezwykłe moce rodziców. Tu pojawia się pierwsza zagwozdka… dosyć istotny problem swoją drogą: JAK, GDZIE I KIEDY młodzi przywódcy rodów Iga i Kouga znaleźli w trakcie tej całej masakry czas i miejsce, żeby się rozmnożyć? Bo mimo narzeczeństwa nic nie wskazywało na to, żeby byli ze sobą aż tak blisko, zanim wyczekiwany rozejm wziął w łeb. Cóż, tu z pomocą przychodzi enigmatyczne i straszliwie naciągane wyjaśnienie w postaci „wiśniowej magii”. Oboro i Gennosuke dzięki tajemnej mocy wszędobylskich płatków kwiatów wiśni znaleźli chwilkę, żeby przestać być trupami, ożyli, spółkowali, spłodzili i jeszcze donosili dzieciaki. Om, serio? W samym anime co prawda jeszcze o tym słowem się nie zająknięto, ale może to się zmieni.

Z zapowiedzi sezonu Zima 2018 autorstwa własnego:

…z tą różnicą, że tym razem po przeciwnych stronach staną brat i siostra, a nie kochankowie.

Taaa, powiedzmy, że nie wzięłam pod uwagę jednej istotnej rzeczy: to były inne czasy. „Opiekunowie” Hachirou i Hibiki wręcz nie mogą się doczekać (a wręcz sugeruje się, że cała ich rodzinna wioska byłaby zachwycona, gdyby doszło toto do skutku), kiedy ta powstała (jakimś) cudem (nawet nie wiem, czy można im nadać przydomek „pogrobowiec”… i żeby nie dyskryminować, trzeba by dodać „x2”) dwójka przejdzie do działania i użyje bardziej konwencjonalnych i przyziemnych  metod, by zapewnić przetrwanie rodom shinobi. Acz patrząc na nich, to jeszcze mogliby kilka lat poczekać… Bo to dzieciaki jeszcze są. Tak czy siak jeśli dojdzie jednak do konfliktu między rodami, to tragizm miłosny na przynajmniej dwóch płaszczyznach gwarantowany. Czym na razie przynajmniej ja nie potrafię się przejąć, bo ten odcinek przedstawił nam stado kukieł. Może się to zmieni. Nie mam pojęcia.

Fabularnie jest nijak, bo jak pisałam, zrobiono przegląd postaci oraz ich technik walki, które swoją drogą wydają się jeszcze dziwaczniejsze i absurdalne niż w poprzednim wydaniu (ale może to tylko ja odniosłam takie wrażenie…). No dobrze, próbowano toto osadzić jakoś w chronologii japońskiej historii: na początek wrzucając bełkotliwą scenkę o rzekomym samobójstwie Ody Nobunagi w Honnouji (rok 1582), by potem przeskoczyć do 1624 roku i pokazać przemykającego w tle młodego Tadanagę Tokugawę (młodszego brata trzeciego szoguna), który bardzo chce, ale nie może dotrzeć do ukochanej mamusi, a na którego drodze staje trio nadwornych intrygantów. Na razie tyle.

Technicznie? Nie wiem jak to ugryźć, bo z jednej strony mamy całkiem ładne tła oraz kolorystykę, a z drugiej momentami bardzo statyczną animację i słabe choreograficznie walki. Muzyka w tle jest, ale stosunkowo niezauważalna (jak ninja!), a opening i ending niestety nie umywają się do poprzednich, mimo że jedną z piosenek wykonuje Nana Mizuki. Jakoś tak, nie bardzo…

Wiem, że skazywanie tej serii z góry na niepowodzenie może być trochę nie fair, ale pierwszy odcinek zdecydowanie nie porywa, a i pomysł na fabułę trudno nazwać przepisem na sukces wielokrotnego użytku. Raz? Jak najbardziej. Dwa? Już niekoniecznie, bo dokładnie wiemy, czego się spodziewać (chyba), a niedorobione i naciągane fundamenty scenariusza mogą sprawić, że całość posypie się jak domek z kart przy najmniejszym „wrogim” podmuchu. Ale niech będzie: poczekamy, zobaczymy.

Pięćdziesiąt twarzy Tadanagi Tokugawy

Leave a comment for: "Basilisk ~Ouka Ninpou Chou~ – odcinek 1"