Beatless – odcinek 3

Pierwsza, podstawowa i najważniejsza zasada każdego podejmowanego przez człowieka działania: przed przystąpieniem do zaplanowanej czynności upewnij się, że masz wystarczające zasoby do jej realizacji. Niestety producenci Beatless nie pamiętają o tej zasadzie i porwali się na realizację 24-odcinkowej serii, mając moce przerobowe na co najwyżej 12 odcinków. Widać to na każdym kroku już w trzecim odcinku – strach się bać, co będzie dalej.

Odcinek rozpoczyna procedura hakowania analogowego Arato przez Lacię. Po przełożeniu z polskiego na nasze oznacza ni mniej ni więcej tylko molestowanie seksualne w typowej dla anime formie, czyli wtulanie w biust oraz leżenie na udach dziewczyny. Następnego dnia rano Lacia znika, a chłopak wyrusza na jej poszukiwania, w czym pomagają mu jego bardziej rozgarnięci koledzy. Dziewczynę udaje się wyjątkowo łatwo i szybko namierzyć, a protagonista staje oko w oko z porywaczem (choć policja traktuje hIE jak rzeczy, więc technicznie rzecz ujmując, jest to kradzież).

Oczywiście wszystko ma drugie dno, Lacia znowu jest opisywana jako model wyjątkowy (Red Box), a porywacz (czy tam kradziej) okazuje się z lekka niespełna rozumu. No kto by pomyślał… Zagrożenie zostaje szybko zneutralizowane, o dziwo przez chłopaka, choć zachowanie Lacii wydaje się co najmniej dziwne i agresywne jak na kogoś, kto raczej powinien wykonywać polecenia.

Sielankę przerywa przybycie Kouki (czerwonowłosa hIE). Walka jest mało pasjonująca i nic w zasadzie nie wnosi. I tyle. Niestety to show jest słabe. Nie ma tu nic oryginalnego, nikt nawet nie stara się zrobić czegoś lepiej niż tylko odhaczać kolejne podpunkty z listy „jak zrobić marną haremówkę”. O pomstę do nieba woła marna grafika i rozmemłany główny bohater. No cóż, chciałbym napisać nawiązując do pewnej bardzo dobrej polskiej komedii, że „kasowe to to nie będzie” ale pewnie jestem w dużym błędzie, czego dowodem są właśnie zapowiedziane dwadzieścia cztery odcinki.

Leave a comment for: "Beatless – odcinek 3"