Gakuen Babysitters – odcinek 2

Gorączka i przykre rozważania rozwiały się wraz z pojawieniem się słońca zwiastującego nowy dzień. Mimo nieludzko wczesnej pobudki, Ryuuichi jest szczęśliwy, bo jego braciszek czuje się już dobrze, on sam zaś dostał nowy mundurek, dzięki czemu nie będzie się wyróżniał w klasie. Oczywiście zanim bohater uda się na lekcje, odwiedza przedszkole – Kotarou nie wydaje się zachwycony faktem, że zostanie sam, więc wraz z pozostałymi dziećmi cichaczem rusza za bratem (oczywiście Usaida jak zwykle śpi) szkolnym korytarzem. Problem uświadamia chłopcu Hayato, ale zanim ten ma szansę zareagować, na scenę wkracza jedna z najlepszych uczennic, która bez ogródek mówi Ryuu, co myśli o przyprowadzaniu maluchów do szkoły, przy okazji doprowadzając dzieci do płaczu. Los bywa jednak złośliwy, ponieważ wskutek małej intrygi Inaba jest zmuszona pomóc koledze w przedszkolu i chociaż na początku udaje zupełnie odporną na urok maluchów, szybko traci rezon i przy okazji wyrzuca z siebie wszystko, co leży jej na sercu. Druga część anime to zaś zapis wyprawy do zoo…

 

Cóż, jest trochę lepiej niż w pierwszym odcinku, ale jakoś nie mogę się przekonać do Gakuen Babysitters. Wszystko jest tu cukierkowe i słodkie aż do bólu zębów, ale przy tym pozbawione charakteru. Zarówno postacie, jak i zaprezentowane historie są mdłe, co sprawia że seria wydaje się senna. Pojawienie się Inaby było dla mnie nieporozumieniem, podobnie jak hektolitry empatii, jaką Ryuu wobec niej wykazuje. W sensie, wszystkie przytyki, jakie dziewczyna usłyszała na korytarzu, po tym jak w obecności stada malutkich dzieci wytarła kolegą podłogę, były słuszne. Serio, tu nie ma co płakać, tylko trzeba wziąć się za siebie i po prostu zacząć traktować innych z odrobiną szacunku. Drugi problem to wspomniane dzieci, które mimo nadania każdemu z nich cechy dominującej, pozostają bezbarwną masą, reagującą niemal identycznie na wszystko. Przy czym młodszy braciszek Hayato wykazuje jeszcze jakieś resztki charakteru, gorzej z Kotarou, którego z powodzeniem można by zastąpić meblem, skoro Ryuu w sumie głównie przestawia go z kąta w kąt.

 

Proszę mnie nie zrozumieć, seria nie ma jakichś poważnych wad, ale na razie brakuje jej życia – jakiejś iskry sprawiającej, że widz nie może doczekać się kolejnego odcinka. Tak jakby twórczyni mangi, a za nią twórcy wzięli na tapetę modny motyw i odhaczając odpowiednie podpunkty jeden po drugim, próbowali stworzyć coś, co się sprzeda. Przy czym nikt nie wpadł na to, że schematy to trochę za mało i warto byłoby dorzucić coś, co wyróżni dzieło z morza innych lub przynajmniej sprawi, że chociaż odrobinę zapadnie ono w pamięć. Cóż, na razie mamy anime poprawne, a przy tym miałkie i nijakie.

Leave a comment for: "Gakuen Babysitters – odcinek 2"