Grancrest Senki – odcinek 1

Na kontynencie Atlatam toczy się wojna, prowadzona przez Factory Federation i Fantasy Alliance. Kres jej ma położyć małżeństwo sir Alexisa Deux i Marinne Kreische, których ojcowie są jednymi z najpotężniejszych arcyksiążąt. Niestety, w trakcie ceremonii coś idzie nie tak, pojawia się Demon Lord i malowniczo pozbawia rzeczonych panów życia, tym samym kończąc nadzieję na pokój. Kraj znów pogrąża się w wojnie, a walczące ze sobą księstwa są atakowane nadal przez siły Chaosu.

W tych okolicznościach przyrody (ponieważ akcja przeskakuje trochę do przodu) mamy przyjemność towarzyszyć  w podróży Siluce Meletes, świeżo upieczonej najlepszej absolwentce magicznego Uniwersytetu, biegłej w magii aż sześciu kolorów, dzierżącej tytuł Tęczowego Maga  – Rainbow Mage. Towarzyszy jej były szambelan rodu Kreische, Irvin, który w ten sposób chce odkupić swoją interwencję w trakcie wcześniej wspomnianej ceremonii, polegającą na zatrzymaniu Siluci i uniemożliwieniu jej walki z demonem. (I tym samym prawdopodobnie ocalenie jej życia.) Nasza bohaterka zmierza właśnie do swojego przyszłego pracodawcy, słynącego z wybierania tylko ładnych absolwentek magii – czego notabene Siluca jest świadoma i wyraźnie tym zdegustowana – by zawrzeć z nim kontrakt, dzięki któremu zostanie jego nadwornym magiem. Niestety, Lord przez którego teren przejeżdża, wpada na genialny pomysł, by panienkę ubić (w końcu będzie służyła wrogowi, nie?). I niestety jest to ostatnia głupia decyzja, jaka podejmuje…

 

Pierwszy odcinek przedstawia widzowi zarys świata i konfliktu pomiędzy dwoma frakcjami, przekazuje trochę wiadomości o Crestach, czyli takich „fajnych, błyszczących, komputerowo generowanych hologramach”, co to się użytkownikowi pokazują nad rączką i służą generalnie do walki, i prezentuje trójkę głównych (chwilowo, patrząc po sekwencji końcowej) bohaterów – trójkę, bo gdzieś w połowie dołącza do Silucy i Irvinga niejaki Theo – młody idealista, który jednak szybko się orientuje, co z bohaterki za ziółko. Ziółko, ponieważ Siluca okazuje się wyjątkowo rozgarniętą osobą, umiejętnie naginającą zaistniałe warunki brzegowe do swoich celów i, jak przypuszczam, mającą dalekosiężne plany.

W kwestii grafiki można stwierdzić, że jest przeciętnie – nieliczne ładne ujęcia, które można policzyć na palcach jednej ręki nie rekompensują statycznych teł, przeciętnego wyglądu postaci, wziętego z „generatora wyglądu postaci w japońskiej fantasy” oraz bolesnych komputerowych efektów. Co do walk (też topornych) się nie będę jednak na razie czepiać, bo Theo, jak wyraźnie jest powiedziane, jest wyjątkowo przeciętnym wojownikiem i takoż też walczy.

Po pierwszym odcinku trudno się wypowiedzieć o kierunku, w jakim będzie zdążała seria, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że jest to dzieło twórcy Kroniki wojny na Lodoss, Ryou Mizumo. W każdym razie chwilowo szykuje się typowe fantasy – kraj zagrożony wojna, chaosem, bohaterowie próbujący go ratować – znamy to. Pytanie, w jaki sposób będzie to ratowanie przebiegać i jak się historia potoczy, zależy tylko od twórców.

Leave a comment for: "Grancrest Senki – odcinek 1"