Dorei-ku The Animation – odcinek 1

SCM – małe, niepozorne urządzenie, które umożliwia bycie panem lub niewolnikiem. Wszystko zależy od tego, czy dany osobnik wygra obojętnie jaki zakład, grę, konkurencję. Pułapka, genialny prezent dla poszukiwaczy mocnych wrażeń, a może świetne narzędzie zemsty? Cóż, zastosowań jest bez liku, jak pokazuje nam ten odcinek.

Poznajemy zupełnie niezaznajomioną z tematem młodą dziewczynę o imieniu Eia, która pragnie wygarnąć byłemu chłopakowi swojej koleżanki i poznaje człowieka zdającego się rozumieć ją rozumieć, jak nikt dotąd. To właśnie on wprowadza ją w świat SCM. W zupełnie innej części Tokio inna dziewczyna planuje zemstę na obleśnym facecie w średnim wieku, którego poznała przez internet, a który na pierwszej randce ją zgwałcił. Pewnego dnia spotykają się w salonie Pachinko i nieświadomy niczego mężczyzna daje się przekonać do udziału w grze.

Już sam opening sugeruje, że kolejne odcinki będą przedstawiać losy różnych ludzi, których łączy chyba tylko fakt posiadania SCM. Jakie są ich historie? Cóż, tego przekonacie się, jeśli będzie kontynuować seans…

Jeśli ktokolwiek ma jakiekolwiek wątpliwości, czy to było dobre… Nie, to nie było dobre, to było wyjątkowo słabe i przy okazji dosyć niesmaczne, ale już po zapowiedziach nie spodziewałam się niczego innego, więc zdziwiona czy tym bardziej zszokowana zdecydowanie nie jestem. Ni to mnie ziębi, ni to grzeje – nie tutaj kompletnie nic, co mogłoby zachęcić do oglądania, bo mam wrażenie, że amatorzy mocniejszych wrażeń sięgną po inne tytuły, które pokazują więcej i nie próbują udawać, że są czymś innym niż wskazywałby na to stan faktyczny. Bo wygląda na to, iż Dorei-ku ma pewne ambicje pokazywania problemów społecznych oraz bohaterów, którzy mają w sobie jakąś głębię. Może w mandze przedstawiono to inaczej, całkiem możliwe, ale niewiele mnie to obchodzi, bo anime na jej podstawie jest nudne i kompletnie nijakie, dialogi są drewniane, a zachowanie bohaterów sztuczne, zupełnie nierealne albo na siłę podkoloryzowane. Opcjonalnie wszystko naraz.

Oprawa techniczna leży i kwiczy, ale to już pokazywał zwiastun, więc to też mnie zupełnie nie zdziwiło. Wygląd większości postaci jest wyjątkowo kanciasty i bardzo przypomina znacznie starsze, niskobudżetowe produkcje. Kolorystka jest kompletnie nijaka, podobnie jak tła, a animacja kuleje niemal przy każdej możliwej okazji. Muzyka? Chyba tylko piosenka z endingu nadaje się do słuchania, ale i tak nie jest to żaden hit.

W skrócie? Naprawdę nie ma co marnować na to czasu, bo to jest tak słabe – ani z tego niezamierzona komedia, ani rzecz tak skandalizująca, że warto się o niej rozpisywać.

Leave a comment for: "Dorei-ku The Animation – odcinek 1"