Gegege no Kitarou [2018] – odcinek 3

Nie powinno dziwić, że odcinek trzeci ma konstrukcję podobną do dwóch poprzednich. W tego rodzaju „długodystansowych” seriach główna linia fabularna jest, szczególnie na początku, o wiele mniej istotna. Powiedziałabym wręcz, że nie ma sensu jej nadmiernie rozwijać, skoro konkluzja znajduje się dopiero w odległej przyszłości. Coraz wyraźniej pojawiają się jednak podejrzenia, że za wzmożoną aktywnością niebezpiecznych youkai ktoś może stać – a widzowie nie muszą niczego podejrzewać, bo mają wizualne potwierdzenie w postaci zamaskowanego jegomościa, widocznego na końcu tego odcinka.

  

Tymczasem jednak dostajemy historię zamku youkai, który potwór imieniem Tantanbo, wraz z dwójką towarzyszy, planuje przywrócić do istnienia i wykorzystać w niecnych celach.  Udział Many wydaje się tutaj bardziej naturalny – po wcześniejszych wydarzeniach dziewczynka zaczyna się czynnie interesować miejskimi legendami i w ten sposób natrafia na plotkę o znikających dzieciach, którą przekazuje Kitarou. Ten obiecuje sprawę zbadać, jednak bardzo stanowczo informuje, że na tym ich kontakty mają się zakończyć. Cóż, zgadzam się z opinią Neko-musume – postawienie sprawy w taki sposób i bez stosownych wyjaśnień musi doprowadzić do nieporozumienia. Mana dochodzi do wniosku, że nie powinna się narzucać z niesprawdzonymi informacjami, jednak próba obejrzenia z bliska tajemniczych filarów, które widziała (a nie widział ich nikt inny) na budowie stadionu kończy się tym, że dziewczynka sama staje się jednym z takich filarów, mających podtrzymywać zamek youkai.

 

  

Powiedziałabym, że scenariusz tego odcinka był naprawdę bardzo zgrabnie napisany. Podobało mi się przede wszystkim pomysłowe powiązanie zamku, który powinien znajdować się gdzieś w górach, z różnymi, pozornie przypadkowymi punktami we współczesnym mieście. To było całkiem logiczne. Naprawdę dobrze wypadł także klimat. Groza w tym odcinku odwołuje się do czegoś, co dla wielu ludzi naprawdę jest przerażającą wizją – zamurowania żywcem w ścianie. Lub też, w tym przypadku – w skalnym filarze, nawiązującym do japońskich „ludzkich kolumn”, hitobashira, czyli ofiar grzebanych żywcem w fundamentach ważnych budowli. Równie przerażający jest Tantanbo, wyłaniający się ze ścian i chodnika jak z wody i zanurzający się w nich z powrotem wraz ze swoją ofiarą. Jasne, na dorosłym widzu nie zrobi to aż takiego wrażenie, ale powiedziałabym, że dzieci ten odcinek może naprawdę nastraszyć – tym ważniejsze więc, że tak jak poprzednie, kończy się happy endem. Inna rzecz, że nie jest to happy end w rodzaju „wszyscy idziemy jeść ciasteczka”, tylko w rodzaju „tym razem udało się wszystkich uratować… ale co będzie następnym?”.

 

 

Kończę zajawkowanie tej serii, ale z całą pewnością nie zamierzam kończyć seansu. Nowa odsłona Gegege no Kitarou to bardzo udana propozycja dla młodszych widzów, która ma szansę spodobać się także starszym odbiorcom, jeśli są zainteresowani japońskim folklorem i opowieściami z dreszczykiem. Wydaje mi się także – chociaż to pokaże przyszłość – że wbrew pozorom oficjalne włączenie Many do otaczającej Kitarou grupy może być korzystne także fabularnie. Nie trzeba będzie się zdawać na przypadek, by wmieszać ją w kolejne sprawy, a widać już, że może się przydać jako źródło informacji, szczególnie tych zdobywanych dzięki nowoczesnym technologiom (znaczy, w internecie). To zresztą kolejna zaleta tej serii – bardzo zgrabnie przeprowadza staroświecką już opowieść do współczesności i wykorzystuje w pełni elementy dobrze znanego nam świata, by pokazać, że poza nimi, w ciemności, kryje się… coś jeszcze.

Leave a comment for: "Gegege no Kitarou [2018] – odcinek 3"