Lost Song – odcinek 2

Rin i jej przyjaciel, Al, głodni i zmęczeni trafiają do karczmy, gdzie już przed nimi dotarły wieści o pożarze, który strawił ich wioskę, a plotka głosi, że w całą sprawę zamieszana jest magiczna śpiewaczka i wyznaczono nagrodę za jakiekolwiek informacje na jej temat. Jednak niczego niepodejrzewająca dwójka pociesza się nawzajem po tragicznych wydarzeniach (na głos, tak żeby każdy mógł usłyszeć). Uwagę gości zwraca jednak pewna kobieta, która wykłóca się z właścicielem o opłatę za nocleg, a ponieważ w trakcie rozmowy wychodzi na jaw, że pochodzi ze stolicy, Rin postanawia poprosić ją o pomoc. Nie zdąży jednak tego zrobić, ponieważ chwilę po wspólnym koncercie (podróżniczka jest bardem) zjawiają się ludzie króla zaalarmowani przez mieszkańców, że w wiosce pojawili się podejrzani przybysze.

Tymczasem w stolicy knują, usiłują zabić i mordują. Książę planuje rozprawić się przy pomocy Finnis z sąsiadami, którzy rzekomo sieją zamęt na prowincji, król wypytuje wiernego rycerza o całą sytuację, a ten sam z kolei coś knuje w związku z istnieniem drugiej śpiewaczki. Dzielny rycerz, Henry, wraca z prowincji i w udręczonym monologu wewnętrznym rozprawia o okrucieństwie wojny, a królewska diwa przechadza się beztrosko po ogrodzie, gdzie zostaje zaatakowana, ale jej życie ratuje oczywiście wojak, przy którym dziewczyna rumieni się już od pierwszego spotkania. Ten incydent sprawia, że narzeczonej księcia zostanie przydzielony ochroniarz właśnie w postaci Henry’ego. Czyżby szykowała się zakazana miłość?

Ja wiem, że niektóre części powyższego streszczenia mogą brzmieć ciekawie i dawać nadzieję na złożoną intrygę dworsko-wojenną, ale rzeczywistość jest niestety taka, że drugi odcinek Lost Song wspina się kolejne wyżyny głupoty i naiwności. Bo oczywiście, że Rin i Al jako jedyni ocalali będą się ot tak pałętać po kraju bez jakichkolwiek podejrzeń, iż coś im może grozić. Tak jakby ktoś im wyrżnął całą rodzinną wioskę, a ta dwójka jak na zaistniałą sytuację zachowuje się wyjątkowo beztrosko i humory poprawia im porządny posiłek. Żadnych podejrzeń i żadnych pytań – ruszamy do stolicy! Równie oczywiste jest to, że po kompleksie pałacowym mogą bez przeszkód pałętać się podejrzane typy, a jedna z najważniejszych osób w państwie, która potrafi zgubić się na prostej drodze i ma inteligencję na poziomie ameby, nie ma stałej ochrony. Bo to takie logiczne i wiarygodne. Wszystkie informacje podawane są w tak subtelny i ciekawy sposób, a akcja rozwija się tak płynnie, że lektura książki telefonicznej byłaby bardziej zajmująca…

Cóż bohaterowie posiadają instynkt samozachowawczy leminga, inteligencję wyżej wspomnianej ameby, spostrzegawczość kreta i refleks ślimaka. Serio, takiego stada baranów już dawno nie widziałam… Hm, chociaż w sumie nie powinnam obrażać tych wszystkich żyjątek, do których porównałam te kukły, bo one mają przynajmniej w sobie jakąś iskrę życia.

Technicznie? Mniej okazji do szpecenia ekranu efektami 3D, ale animacja jest wyjątkowo toporna i co chwilę ma czkawki i jedyne, co zdaje egzamin to tła i kolorystyka. Muzyka? Openingu się przyjemnie słucha, reszta do kosza.

Ależ ten biust jest sexy…

Leave a comment for: "Lost Song – odcinek 2"