Lost Song – odcinek 3

Rin, Al oraz ich nowa znajoma próbują uciec przed oddziałem wojska, który błędnie sądzi, iż to kobieta z instrumentem jest poszukiwaną śpiewaczką. Nawiązuje się walka, podczas której chłopiec zostaje ranny, a jego przyjaciółka zmuszona jest użyć swoich mocy. Niestety to oznacza tylko jedno – cała trójka zostaje pojmana. Udaje im się uciec, bo Al miał w zanadrzu kilka swoich genialnych wynalazków, a Rin w bardzo krótkim czasie udało się nauczyć nowej zaklętej w wietrze pieśni, dzięki której udaje się ostatecznie rozprawić z żołnierzami. Tymczasem w stolicy Finnis i jej dzielny strażnik beztrosko spędzają kolejny dzionek w pięknym ogrodzie, zostają jednak niespodziewanie zaatakowani i zazdrosny o Henry’ego książę postanawia wysłać dzielnego rycerza na front, a narzeczoną ostatecznie przekonać do jej nowej roli – magicznej broni.

Ok, napiszę to po raz kolejny – jakie to było głupie. ALE. O dziwo momentami nawet zabawne, nie żeby zamierzenie oczywiście, bo celowe żarty wypadają po prostu żałośnie. Wszystko to w połączeniu z okazjonalnymi trupami, niepokojami społecznymi i widmem krwawej wojny na horyzoncie. Doprawdy, urocze to było. Dawno nie oglądałam tak nieudolnie napisanej serii, a to dopiero trzeci odcinek (!). Trochę tak jakbym miała przed sobą Fractale wer. 2, bo ogólny „klimat” jest podobny – niby baśniowo, niby kolorowo, niby też poważnie, ale jakoś zupełnie się to kupy nie trzyma. Jedyny plus za to, że wreszcie postanowiono przekazać jakieś konkretne informacje – spisanych pieśni jest cztery plus piąta legendarna, którą jakimś cudem zna Rin. A, no i używanie mocy jest dla śpiewaczek mocno obciążające i może skończyć się śmiercią. Przynajmniej w przypadku Finnis, bo Rin chyba żadne zasady świata przedstawionego nie dotyczą. Bohaterowie nadal zachowują się tak jakby ktoś pozbawił ich mózgu. Znaczy, jeśli kiedykolwiek go mieli, bo w żadnej sytuacji nie reagują w racjonalny czy wiarygodny sposób. To wszystko jest bardzo, ale to bardzo słabo zrobione.

Oprawa techniczna? Mocno średnio z zapędami w stronę bycia słabą, bo animacja jest generalnie dosyć toporna, postaci bardzo łatwo koślawią, a Finnis zdecydowanie ktoś powinien wyciąć struny głosowe. Rin może śpiewać do woli – jej seiyuu słucha się całkiem przyjemnie.

Odwieczne pytanie: czy warto się za to zabierać? Napisałabym, że zdecydowanie nie, ale coś mi mówi, że pewnie będę kontynuować seans, chociażby po to, żeby zobaczyć jak spektakularnie to wszystko toczy się po równi pochyłej. Nadal jest we mnie wiara, wiara w to, iż da się z tym zrobić jeszcze coś gorszego. Że seria wydobrzeje, nie mam żadnych nadziei. Nic a nic. Bo to mogła być niezła albo i nawet dobra seria. Pomysł jest fajny, ale zdecydowanie przydałaby się inna ekipa do wprowadzenia go w życie.

Leave a comment for: "Lost Song – odcinek 3"