Piano no Mori – odcinek 1

Kiedy Shuuhei Amamiya przenosi się do nowej szkoły i ogłasza przy zapoznaniu z klasą, że podobnie jak ojciec zamierza zostać pianistą, z miejsca trafia na radar trójki klasowych chuliganów, którzy jako test na przyjęcie do środowiska chcą wymusić na nim zagranie na stojącym w lesie i ponoć nawiedzonym zepsutym fortepianie (alternatywą jest upokorzenie jego męskiej dumy). Do przepychanki włącza się wówczas dziwny rozczochrany dzieciak, nie tyle w obronie nowego ucznia, ile honoru owego fortepianu, na którym, jak twierdzi, potrafi grać.

  

Uległszy niestety przewadze fizycznej, Kai Ichinose, bo tak ma na imię chłopak, chowa się, popłakując, w sali muzycznej, gdzie próbuje go rozweselić grą na fortepianie Ajino-sensei. Ku zdziwieniu nauczyciela, chłopak bezbłędnie wyłapuje jego drobne potknięcia i w dodatku twierdzi, że wystarczy mu jedno przesłuchanie utworu, by go zapamiętać!

  

Nazajutrz rezolutny Kai wyciąga przestraszonego czekającym go losem Shuuheia do lasu i pokazuje mu osławiony fortepian – okazuje się też, że choć grający od czwartego roku życia Shuuhei nie potrafi wydobyć z instrumentu ani jednego dźwięku, samouk Kai gra na nim bez problemu i w dodatku rzeczywiście bezbłędnie odtwarza utwór zaaranżowany przez nauczyciela.

 

Obaj chłopcy wędrują „drogą na skróty”, czyli po pniu wielkiego drzewa i przez balkon, do domu Kaia, gdzie Shuuhei poznaje jego mamę, równie uroczą jak syn – jak się skądinąd dowiadujemy, pracuje ona w dzielnicy czerwonych latarni, stąd Kai, w dodatku pozbawiony ojca, ma u niektórych… przechlapane. W rewanżu Shuuhei zaprasza go do siebie, a tam dzięki z kolei jego matce chłopcy dowiadują się, że ich nauczyciel to w rzeczywistości genialny pianista, którego międzynarodową karierę przekreślił wypadek.

  

Z kolei Ajino-sensei, odmówiwszy dawania lekcji Shuuheiowi, wypytuje go o Kaia. Na wieść o fortepianie w lesie udaje się tam wieczorną porą, by usłyszeć grę chłopca na własne uszy – my zaś dowiadujemy się, że instrument należał niegdyś do niego.

 

Tyle mniej więcej fabuły – w sumie wprowadzenie jest (bardzo) szybkie, a przy tym zgrabne, a do tego pierwsze kilka minut odcinka to rzut oka w przyszłość, kiedy chłopcy są już nastolatkami i biorą udział w konkursie – chyba słusznie zgaduję, że chopinowskim… Również postaci mi się spodobały, zwłaszcza żywiołowy i czupurny Kai, choć i Shuuhei bynajmniej nie jest taką mimozą, na jaką początkowo wygląda. W tym miejscu załatwmy więc od razu sprawę grafiki i animacji – jest, eee, mocno taka sobie, bo sylwetki i nawet twarze się łatwo deformują i upraszczają, ale przy tym projekty są sympatyczne i znów muszę przywołać Kaia, którego twarz cudownie oddaje rozmaite emocje, także skupienie i przyjemność płynącą z gry. I serio, nie przeszkadza mi, że się przy tym czasem niezupełnie celowo krzywi! Tła też są w większości do przyjęcia, zwłaszcza oświetlone zachodzącym słońcem i blaskiem księżyca (choć las sprawia wrażenie radioaktywnego), a sztuczki dla oszczędzenia paru jenów nie atakują zbyt licznie (rozbawił mnie teatrzyk cieni). Znacznie gorszą rzecz jest niestety komputerowa animacja postaci przy grze na fortepianie – od porażającego zmysł wzroku początku w sali koncertowej Filharmonii Narodowej w Warszawie (świetny smaczek dla nas – mamy nawet przy okazji kwestię wypowiedzianą po polsku!) do gry w lesie. Otóż kiedy widzimy Kaia en face, wydaje się nie tyle grać, ile zamiatać posuwistym ruchem kurz z klawiatury, a jego głowa i tułów (oraz żyjące własnym życiem włosy) wykonują przy tym hipnotyczny pląs. Niewiele lepiej jest przy zbliżeniu na dłonie – mimo pewnej płynności ruchów skojarzyło mi się to wszystko z Pinokiem…

Za to muzyka jest taka, jakiej się należało spodziewać – dźwięk fortepianu to jest to, czyli przyjemność nawet dla niewyrobionego ucha! W ostateczności będziemy zamykać oczy na animację i po prostu słuchać…

Leave a comment for: "Piano no Mori – odcinek 1"