Rokuhoudou Yotsuiro Biyori – odcinek 1

Pewna bardzo zestresowana i zabiegana kobieta pracująca przez przypadek trafia do kawiarni prowadzonej przez czterech bardzo przystojnych panów. Każdy z nich odpowiada za inną część menu, za to łączy ich pogodne usposobienie i optymistyczne podejście do życia. Utrzymana w stylu retro kawiarnia okazuje się miejscem tak czarującym, że bohaterka zaczyna spędzać tam coraz więcej czasu. Jednak zamiast relaksować się przy kawie i pięknie podanych słodyczach, lub zachwycać się obiadem, ślęczy z nosem w ekranie laptopa, próbując coś wymyślić. Sui, uroczy okularnik odpowiedzialny za parzenie herbaty, co i rusz posyła zmartwione spojrzenie zapracowanej pani, ale dopiero kucharzowi, długowłosemu Tokitace, udaje się namówić bohaterkę na coś do zjedzenia – a ta jak już próbuje, to nie może się oderwać… W międzyczasie panowie prowadzą długie dyskusje na temat tego, jak powinni skomponować wiosenne menu.

 

 

Trzeba przyznać, że Rokuhoudou Yotsuiro Biyori to anime ładne – panowie są przystojni, kawiarnia elegancka, ale nie przytłaczająca, tła efektowne, a potrawy podane tak, że żal jeść. I to chyba największa zaleta serii, która na razie pozbawiona jest jakiejś iskry, sprawiającej, że chcemy więcej. No ładne to było, spokojne i leniwe, aż za bardzo. Wydaje mi się, że anime na razie nie bardzo wie, o czym ma być. Czy ma to być food porn o czterech biszach prowadzących kawiarnię, czy okruchy życia o czterech biszach prowadzących kawiarnię i pomagających zagubionym klientom. Mariaż tych dwóch pomysłów nie wypada na razie najlepiej. W sensie, nie ma tu żadnych poważnych wad, ale całość wydaje się nijaka i senna, całkowicie pozbawiona charakteru. Tak jakby twórcy uznali, że wystarczy wziąć popularne motywy, połączyć je w całość i na pewno wyjdzie hit. Tylko że nie wyszedł i nawet kotek nic tu nie zmienia.

 

Nie obyło się bez drobnych wpadek. Na przykład najbardziej energiczny z panów, Gure, w pewnym momencie wyrusza po ryż i po drodze spotyka młodą mamę męczącą się z nieposłusznym maluchem, który nie ma ochoty iść na piechotę. Pan, chcąc pomóc, bierze małego na barana i przy okazji tłumaczy mu, że powinien mamy słuchać. Już widzę zachwyt matki, której obcy facet bez pytania dzieciaka z wózka wyjmuje… Druga sprawa to stwierdzenie Suiego, że kawa nie jest niezbędna do życia – co on tam wie, wysokociśnieniowiec jeden.

Cóż, nie ma tragedii, ale też trudno mówić o produkcji dobrej. Serii brakuje charakteru, jakiegoś motywu przewodniego, po prostu czegoś, co wyróżni ją z morza innych i sprawi, że widz niecierpliwie będzie czekał na kolejny odcinek, zamiast podpierać powieki zapałkami.

Leave a comment for: "Rokuhoudou Yotsuiro Biyori – odcinek 1"