Hataraku Saibou – odcinek 1

Było sobie życie – tym razem w wersji z bishounenami oraz bishoujo. Tak najkrócej można podsumować pierwszy odcinek Hataraku Saibou, chociaż oczywiście byłoby to nadmierne uproszczenie. Wspomniany przeuroczy serial francuski miał za zadanie uczyć młodych widzów działania organizmu, dlatego poza antropomorfizowanymi krwinkami czy enzymami pokazywał – nieco fantastycznie, ale jednak wiernie – wnętrze ludzkiego ciała. Omawiana tutaj adaptacja mangi Akane Shimizu przyjmuje nieco inne założenia – organizm pokazany jest jako ogromne, współczesne miasto, a poszczególne narządy to fabryki i inne zakłady przemysłowe. To oczywiście nie sprzyja celom edukacyjnym, ale jako scenografia sprawdza się zaskakująco wręcz dobrze.

 

 

Pierwszy odcinek zaznajamia nas z młodziutką Czerwoną Krwinką (Erytrocytką?), która od niedawna zajmuje się transportowaniem tlenu i dwutlenku węgla, a co gorsza, ma dość marne wyczucie kierunku i łatwo się gubi. Zostaje ona przypadkowo wplątana w sprawę niemalże kryminalną – na jej oczach następuje inwazja Pneumokoków do naczynia krwionośnego, potem zaś natyka się na zbiegłego z pogromu przestępcę, którego celem są podobno płuca. Czyli tam właśnie, gdzie wybiera się nasza Krwinka, w towarzystwie pewnego Leukocyta, który uratował jej życie, a teraz poszukuje ukrywającego się Pneumokoka.

Zostałam w sumie przyjemnie zaskoczona. Fabuła odcinka jest wartka, a przy tym nieprzeładowana, chociaż oczywiście należy wziąć poprawkę na to, że mnie bawi samo obserwowanie, w jaki sposób zostały odwzorowane różne elementy ludzkiego ciała. Bohaterowie są sympatyczni, tym bardziej, że nie pętają się bez celu, tylko w sumie wykonują swoją pracę – to znaczy, na przykład Leukocyt nie potrzebuje motywacji ani tragicznej przeszłości, żeby tępić Złe Bakterie. Pojawiające się na dalszym planie (i widoczne w czołówce, więc ważniejsze) najrozmaitsze krwinki, enzymy czy limfocyty są przeuroczo zakręcone w ramach swoich obowiązków zawodowych. Co najważniejsze jednak, to wszystko ładnie wygląda. Oczywiście, ułatwiono sobie życie tym, że poszczególne krwinki i tak dalej mogą mieć zbliżony wygląd i wędrować stadem w tym samym kierunku, ale mnóstwo tu ruchu i życia, a tła są naprawdę pełne detali. Pozostaje mieć głęboką nadzieję, że ta jakość się utrzyma, bo jeśli tak, to może być zupełnie nieoczekiwany czarny koń sezonu.

Leave a comment for: "Hataraku Saibou – odcinek 1"