Hataraku Saibou – odcinek 2

Ja również zostałam bardzo przyjemnie zaskoczona pierwszym odcinkiem tej serii i z równą, jeśli nie większą przyjemnością obejrzałam drugi. Jest akcja, dramaturgia, wręcz napięcie, jest humor, sympatyczne postaci i interakcje między nimi (ta chemia między dwoma krwinkami różnych typów, z której z pewnością nic nie będzie, jest lepsza, niż w niejednym szkolnym romansie!), wreszcie jest fajna i pomysłowa grafika. Pojawił się też całkiem wyraźnie element edukacyjny – o ile poprzednio zastanawiałam się, czy taka konstrukcja świata, w którym ciało ludzkie przedstawione jest jak ogromne miasto, pozwoli odpowiednio odwzorować zachodzące w nim procesy, teraz nie mam już wątpliwości. Czego się nie da przedstawić obrazkowo, jak np. krwinek dźwigających koszyki z jedzeniem lub pudełka z tlenem, to zostanie nam wyjaśnione przez niezwykle uprzejmą narratorkę. Oczywiście, jawi się tu pewna trudność tudzież niewygoda, jeśli nie zna się w wystarczającym (w tym przypadku wręcz najwyższym) stopniu przynajmniej jednego z języków, mówionego bądź pisanego, w jakich mamy możliwość obcować z anime w kraju nad Wisłą… Chociaż nie wiem, czy stopowałabym odcinek w celu sięgnięcia do słownika, gdyby nie zajawka – po prostu za dobrze się to ogląda!

Jeśli chodzi o fabułę odcinka, tym razem podążamy z naszą Krwinką (oczywiście trochę się gubiąc, ale jest przy niej uczynna sempajka) w stronę jednego z naczyń włosowatych w skórze – kiedy następuje wstrząs i w powierzchni miasta otwiera się ogromna dziura, skutek otarcia skóry, zasysająca nieszczęsne erytrocyty (czyli – leci krewka…). Ratuje je znany nam Leukocyt (nr 1146), który już jest przygotowany do walki. I rzeczywiście, z dziury napływa falanga bakterii, pałeczek ropy, streptokoków i Bóg wie czego jeszcze (mają całkiem fantazyjne kształty, zdolności bitewne i niezłe gadane) pod wodzą złej królowej, czyli gronkowca złocistego (urocza jest, naprawdę). Dzięki niej dowiadujemy się zresztą, że te białe krwinki, które na widok bakterii wpadają w bitewny szał (całkiem dosłownie obłędni są ;), to neutrofile, oraz paru innych rzeczy o elementach układu odpornościowego.

 

Ostatnie słowo należy jednak do przesłodkich płytek krwi, czyli trombocytów – serio, taki poziom słodyczy to już jest chyba cukrzyca, ale nie sposób się im oprzeć – które niczego się nie bojąc, łatają dziurę, znaczy ranę, za pomocą fibryny (takie białko) i innych swoich narzędzi/zdolności, w ostatecznym rezultacie tworząc skrzep, z którego następnie powstanie strup. Przy okazji nasza Krwinka dowiaduje się na własnej skórze, do czego jeszcze może być użyteczna oprócz transportowania różnych rzeczy. Najważniejsze, że sytuacja opanowana!

 

 

Po drodze było jeszcze kilka zwrotów akcji i fajnych scen, z edukacyjnymi wtrętami włącznie, których nie będę opisywać, bo naprawdę warto to samemu zobaczyć. Wizualnie, jak wspomniałem, jest zdumiewająco dobrze – nie wiem, czemu byłam przekonana, że to będzie pod tym względem uboga seria, ale wcale nie jest, mimo pewnych uproszczeń, a „bakterie tygodnia” są robione z naprawdę fajnym pomysłem. W którymś momencie wpadł mi też w ucho interesujący podkład muzyczny do sceny walki – tych jest tu sporo, skoro mamy do czynienia z inwazją! Generalnie, zapowiada się to jak całkiem niezła seria przygodowa, jeśli nie akcji. A za tydzień to już w ogóle chyba będzie armageddon – grypa! I, kto by pomyślał, czekam na nią wręcz z niecierpliwością…

Leave a comment for: "Hataraku Saibou – odcinek 2"