Jashin-chan Dropkick – odcinek 2

Zastanawiałam się, czy drugi odcinek nie cofnie się do czasu przybycia Jashin do domu Yurine, ale najwyraźniej nie ma co na to liczyć. W sumie, tak właściwie, nie wiem, czy rzeczywiście mi przeszkadza, że nie mamy pojęcia, skąd wzięły się w okolicy Medusa i Minos albo jak do całego tego towarzystwa przykleiła się Pekola?

 

Odcinek znowu podzielony jest na cztery epizody i podobnie jak w przypadku Asobi Asobase nie jestem pewna, czy ta seria nie sprawdziłaby się lepiej w krótszej formie. Trochę brakuje mi jakiejś ciągłości, choćby właśnie w obrębie odcinka – „resetowanie” wszystkiego po dosłownie kilku minutach i przeskakiwanie do zupełnie innego kawałka narracji daje jednak dość chaotyczne wrażenie.

Nie zmienia to faktu, że komedia pozostaje całkiem udana. Chwali się, że poszczególne odcinki nie są skonstruowane wyłącznie w oparciu o motyw „Jashin-chan próbuje zabić Yurine i kończy w kawałkach”. To, że bohaterki są w stanie jakoś tam koło siebie (dys)funkcjonować, pozwala uniknąć monotonii, która mimo krwawej jatki nieuchronnie wkradłaby się do tej serii (i proszę się nie obawiać, krwawej jatki też nie brakuje). Widać to w pierwszym segmencie, poświęconym narzekaniom na upalne tokijskie lato, gdy Jashin postanawia ściągnąć z Piekła lodową demoniczkę, Kouri. Jak mamy się okazję przekonać, Jashin nawet jak na piekielne standardy charakter ma niezbyt świetlany, szczególnie w stosunku do istot stojących niżej od niej w hierarchii, ale jak zawsze karma jest nieubłagana. Część druga pokazuje, że tytułowa bohaterka nie jest wcale niezbędna do stworzenia udanej historyjki – oglądamy bowiem interakcję Yurine i Pekoli. Anielica doskonale radzi sobie z podtrzymaniem komedii i prawdę mówiąc, nie dziwię się jakoś, że nie może znaleźć tej swojej aureolki… Trzecia, najbardziej konwencjonalna część, pokazuje kolejną wyjątkowo pomysłową zasadzkę w  wykonaniu Jashin (z efektem przewidywalnym). Ostatni segment natomiast dominuje Medusa, czyli chodząca słodycz i złote serce – my zaś, wraz z Yurine, mamy okazję posłuchać o początkach znajomości Medusy i Jashin.

Przemoc pozostaje umowna, a przy tym pomaga jej chyba to, że jest więcej niż zasłużona – skoro poprzednio przywoływałam Gabriel Dropout, to teraz mogę napisać, że Jashin łączy najgorsze cechy Gabriel i Satanii. Ciekawe pytanie brzmi, dlaczego nie staje się przez to antypatyczna. Podejrzewam, że odpowiedzi są dwie. Po pierwsze, na jej korzyść działają naiwność i entuzjazm, z jakimi podchodzi do czynionego zła. Po drugie i równie ważne to, że tak naprawdę nie ma ona żadnej ofiary, nad którą (w imię efektu komediowego) mogłaby się pastwić – może z wyjątkiem Medusy, reszta obsady doskonale potrafi sobie radzić z jej wybrykami.

Za tydzień przeskakujemy od środka lata do Bożego Narodzenia – z jednej strony trochę to za duża sieczka, ale z drugiej – kto będzie narzekać, jeśli tylko będzie równie zabawnie, jak do tej pory?

Leave a comment for: "Jashin-chan Dropkick – odcinek 2"