Senjuushi – odcinek 1

Wybuchła wojna atomowa, zmienił się klimat, połowa ludzkości zginęła, upadła cywilizacja. Ludzie złożyli broń i uzbrojenie w ręce Światowego Imperium, żeby więcej się to nie powtórzyło. Jednak Imperium, mimo że zaprowadziło pokój, wprowadziło też terror i despotyzm. Na szczęście istnieje ruch oporu, który walecznie przeciwstawia się zapędom „tych złych” i walczy o demokrację (i pochodne). Wśród tych walecznych jest grupa „Tysiąca Muszkieterów” (jakkolwiek to dziwnie by nie brzmiało), która składa się z ludzi będących reinkarnacjami sławnych broni i, ku chwale swoich mistrzów (i byłych właścicieli), walczących z niesprawiedliwością na tym świecie. Tak, bronie typu pistolety skałkowe, karabiny, strzelby, pistolety, itp. (podobno AK też jest!), należące do sławnych ludzi lub też mające jakieś znaczenie historyczne (np. pierwsza japońska broń palna) zostały upersonifikowane,  na szczęście nie, jak było to w przypadku innego anime z personifikacjami mieczy, tylko w postaci męskiej – wprawdzie przeważa, ale na szczęście są też postacie kobiece, a nawet wyglądające na dzieci i młodzież.

 

 

No właśnie, postacie… Na samym początku, po dramatycznym i teatralnym wprowadzeniu przez Napoleona (a raczej jego pistolet), widz zostaje zarzucony postaciami i informacjami o nich – w ładnych rameczkach, takich typowo growych, a wszystko to w ramach pokazania „zwyczajnego życia” – po policzeniu, wychodzi dwanaście sztuk różnorakiej broni. A to nie wszystko, bo potem pojawia się normalny człowiek z podziemnego rządu, rewolucjonista-polityk, którego trzeba uwolnić z konwoju imperialnego, i jeszcze tak na dodatek około pięciu sztuk broni dochodzi. W tym tempie to chyba do poznania tego „Tysiąca” do końca serii dojdziemy… Ze względu na liczbę postaci twórcom udało się (lub uda, bo jeszcze dużo przed nami) wpakować wszystkie typy bohatera męskiego. Należy też pamiętać, że jeśli jeden z nich ma problemy z tym, w jaki sposób działają, to zapewne na nim będzie się koncentrować lwia część fabuły, a przynajmniej najważniejsze/najbardziej dramatyczne wydarzenia. Tu akurat padło na Brown Bessie, któremu nie podoba się walka partyzancka i wolałby otwartą: stanąć naprzeciwko wroga i jego pojazdów opancerzonych oraz karabinów maszynowych, i jak zginąć, to w walce. A, bo trzeba jeszcze nadmienić, że nasz „Tysiąc” walczy tą bronią, której jest dana osoba reinkarnacją. Więc jak byłeś muszkietem, to masz muszkiet, jak byłeś strzelbą to masz strzelbę, a jak byłeś AK – to przynajmniej masz większą siłę ognia?

 

 

 

Fabuła jest prosta – mamy ruch oporu przeciwko panującemu złemu rządowi, musimy wykonywać jakieś zadania z tym związane, a w międzyczasie się szkolić (ciała ludzkie się muszą nauczyć, jak z bronią się obchodzić, czyż nie?). Tutaj zadaniem jest uwolnienie polityka nawołującego do demokracji ze strzeżonego konwoju – mamy pokazane planowanie, przygotowania, i samą akcję odbicia – przy czym naprawdę, na widok poziomu uzbrojenia obu stron, a raczej różnicy, to się zaczęłam zastanawiać, czy czasem nasi bohaterowie nie walczą „Siłą miłości”… I naprawdę, zbytnio się nie pomyliłam, bo złotą poświatę i płatki róży mogę spokojnie odhaczyć. Animacja przez większość czasu wyjątkowo oszczędna, postacie, jak mówiłam, zróżnicowane, ale też przeciętnie narysowane, miejscami nawet wyglądało, jakby dali kadry do narysowania praktykantom…  Ale mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że dawno tak fajnych strojów – wariacji na tematy historyczne – do cosplayów nie było, a na broniach też można oko zawiesić.

Leave a comment for: "Senjuushi – odcinek 1"