Conception – odcinek 2

Ręka do góry, kto się spodziewał, że pokażą stosunek? Goblin Slayer ocenzurowany, Dakaichi ocenzurowane, ale w drugim odcinku Conception na pewno będzie full-wypas hentaj, aż wszystkim widzom kapcie pospadają…

 

Tak, jasne. Jak się okazuje, zgodnie z japońską tradycją zapoczątkowaną przez Clannad, wystarczy się poprzytulać, wziąć za rączki i pyk! Dziecko gotowe, Mahiru zaliczona, można przejść do obrabiania pozostałych pań metodą taśmową. W tym celu Itsuki i Mahiru zostają zapisani do szkoły wraz z pozostałymi dziewczętami (tu skrótowe przedstawienie każdego moebloba po kolei), a potem… Kurczę, chętnie streściłabym ten odcinek, ale to by wymagło od niego jakiejś… fabuły? Itsuki snuje się po ekranie, udaje się na hanami w towarzystwie wszystkich panienek, a przy okazji, zmuszony przez scenariusz (oraz Manę, które pozostaje silnym kandydatem na pierwsze miejsce na liście „maskotek, które wrzuciłoby się pod prasę hydrauliczną”), zadzierzguje bliższą znajomość z kapłanką konstelacji Raka. W międzyczasie mamy trochę mechaniki świata, znajomość w końcu owocuje dzieckiem, ale pierwsza wyprawa Itsukiego i jego dwóch małoletnich pomagierów do labiryntu kończy się spektakularną klęską. Cóż, trzeba wracać do dalszej produkcji potomstwa.

 

Chciałabym, żeby głównym problemem Conception był kretyński pomysł, na którym bazuje fabuła. Niestety powiem wprost: sam pomysł aż taki kretyński nie jest, oczywiście jeśli mówimy o… grze komputerowej. Daje graczowi jasne ramy i wytyczne, dostarcza okazji do interakcji z NPC-ami i w ogóle ma szanse jakoś tam działać. Gorzej jednak z adaptacją. Pomysł ten bowiem ma jedną wadę fatalną: Conception jako seria nie jest w stanie wykreować nawet cienia napięcia w związku z podstawową misją głównego bohatera. Siedzące w labiryncie Skażenia są daleko, a świat sprawia sielskie wrażenie. Dziewczęta o swojej powinności wiedzą, więc tak naprawdę Itsuki nie musi ich jakoś przesadnie zdobywać – tym bardziej, że one mają zdecydowanie dobrą motywację pod postacią groźby zagłady świata. Owszem, zostaje wprowadzony warunek, że „gwiezdne dziecko” będzie silniejsze, jeśli bohater i kapłanka lepiej się rozumieją, ale serio, też mi ograniczenie…

 

Nadal trudno oprzeć się wrażeniu, że poszczególne kawałki gry, w szczególności dotyczące przekazywania graczowi potrzebnych informacji lub artefaktów, są przenoszone na ekran całkowicie mechanicznie. Do tego nie jestem pewna, czy o tym pisałam, ale to anime jest nieludzko koślawe. Zawiera puste tła jak spod sztancy, umiarkowanie znośne zbliżenia oraz totalną popelinę, jeśli trzeba bohaterów pokazać z daleka lub w ruchu. O scenie „walki” z końca odcinka nawet nie wypada pisać, bo to żałosne było. Trzeci odcinek obejrzę z obowiązku, więc jeśli zaoszczędziłam jeszcze jakieś złośliwości dotyczące tej serii, to głównie po to, żeby mieć o czym pisać za tydzień.

Leave a comment for: "Conception – odcinek 2"