W’z – odcinek 1

Brak oczekiwań czasami jest dobrą rzeczą. Potrafi być wyzwalający. Kiedy nikt niczego się po tobie nie spodziewa, możesz sobie pozwolić na ryzykowne eksperymenty, porażka nikogo nie zdziwi, a będzie wrażenie, że przynajmniej próbowałeś. W przypadku W’z mamy zdaje się do czynienia dokładnie z tą sytuacją. Studio GoHands w porywach jest w stanie zdobyć się co najwyżej na przeciętność, a zdarza im się zwiedzać okolice ekstremalnie słabych anime. W dość zgodnej opinii takim przypadkiem była seria Hand Shakers z 2017 roku, w której leżało niemal wszystko. Jesteśmy jednak w 2018 roku i oto przed nami W’z, luźna kontynuacja tamtej serii, osadzona w tym samym świecie.

Skąd takie przywiązanie do tej katastrofy, trudno jednoznacznie określić, ale podejrzewam, że może chodzić o oszczędności budżetowe, szczególnie w sferze animacji. W każdym razie twórcy nie reklamują specjalnie, że W’z ma związki z Hand Shakers i w pierwszym odcinku wyjaśniają najważniejsze elementy świata od podstaw. Niezmiennie, owe podstawy są ograne do bólu. Jest alternatywna rzeczywistość, są ludzie toczący pojedynki w owej, jest nagroda w postaci audiencji z „Bogiem” i spełnienie wybranego życzenia. Wszystko to podlane sosem nonsensownego nazewnictwa typu „nimrod” czy „ziggurat”. Banalniej się nie dało, więc kiedy po przyzwoitej czołówce zaczęli o tym nawijać, zacząłem przewracać oczami.

Moje zdziwienie było więc spore, gdy odcinek okazał się nie najgorszy. Ludzie z GoHands postanowili uklepać z tej franczyzy… serial muzyczny. Protagonista Yukiya jest licealistą aspirującym do bycia DJ-em, a większość odcinka zajmują jego rozważania na ten temat i próba wypromowania nowego utworu. Trele-morele z pojedynkami wracają na sam koniec, ale zdają się być raczej dodatkiem, niż głównym daniem. Przez większość czasu… cóż, nie dzieje się zbyt wiele, ale poznajemy najważniejsze postacie, słuchając niezłej muzyki. Pośpiech niezbyt by chyba zresztą pasował do rytmów house przeplatanych jazzem. Ten odcinek miał swój styl.

Widać to też po grafice, która jest momentami mocno odrealniona. Nawet świat „codzienny” zdaje się odrealniony przez pastelową paletę barw, nienaturalne oświetlenie, nietypowe ujęcia kamery, efekty typu „rybie oko” oraz drobniejsze osobliwości (chmury dla przykładu poruszają się na niebie dużo szybciej, niż czyniłyby to nawet w wietrzną pogodę, a wiatru nie ma żadnego). Nie chciałbym sugerować, że to grafika dopracowana – niski budżet wychodzi to tu, to tam, ale jest to maskowane ogółem umiejętnie.

Nic w tej serii nie wydaje się być na ponadprzeciętnym poziomie. Bohaterowie zdają się mało oryginalni, ale znośni, o fabule można powiedzieć to samo, dłuższych scen akcji jeszcze nie było, ale stawiam, że będzie z nimi tak samo. Niemniej gdyby nastrój z pierwszego odcinka udało się podtrzymać, to seria może się okazać godna uwagi. Na razie to przyjemny pożeracz czasu utrzymany w klimacie, który w anime nieczęsto się zdarza.

Leave a comment for: "W’z – odcinek 1"