Fairy Gone – odcinek 2

Ojojoj, profesjonalizm agencji rządowej ds. wróżek (w skrócie Dorothea) dosłownie rzuca na kolana. Podobnie jak inteligencja jej pracowników. Ponieważ twórcy nie pokusili się poinformować widzów, ile czasu minęło od końcówki pierwszego odcinka, zakładam, że niewiele. Za to uwielbiają rzucać co rusz nazwami kolejnych krain, a na tym etapie te informacje (nadal) nie są widzowi do szczęścia potrzebne. Ale wracając do agencji… Jeden raport, jedna scena na strzelnicy i już Maria zostaje pełnoprawnym członkiem zespołu! Pal sześć, że nie ma podstawowej wiedzy na temat działalności Dorothei, pal sześć, że nikt nie pokusił o to, żeby panienkę porządnie przemaglować pod kątem tego, co wie chociażby na temat Veroniki. Pal sześć, że Maria nie ma pojęcia, jak żyje się w symbiozie z wróżką… Z miejsca ruszamy na misję!

Jeszcze żeby ta misja była przeprowadzona profesjonalnie… Agenci zachowują się jak przedszkolacy. Znaczy, do pojawienia się głównej bohaterki to była typowa obserwacja, ale po jej przybyciu zarówno ona, jak i jej bezpośredni przełożony (ten pan z poprzedniego odcinka imieniem Free) dają się wciągnąć w bardzo wyraźnie widoczną pułapkę. I to oczywiście Maria musi się popisać tym, że potrafi wypatrzyć ludzkie ślady na glebie, gdzie innych odcisków butów brak, a jej przełożony lezie za nią jak idiota, by zaraz potem zostać zaatakowany. Toż to było zupełnie nie do przewidzenia! A że atakującym jest akurat jego były kolega z woja? Cóż… jak widać taka przypadłość głównych bohaterów tego anime – spotykać byłych przyjaciół oraz znajomych i prowadzić z nimi rozmowy w najmniej odpowiednich momentach. Nie żeby z tej misji cokolwiek ostatecznie wynikło, bo nikt nie wpadł na to, że jeśli ma się snajpera, to delikwenta można czymś zająć, podczas gdy rzeczony strzelec wykona robotę. Nie, odczekujemy dramatycznie, aż pan wskoczy na dach odjeżdżającego pojazdu, zacznie strzelać i dopiero wtedy wskakujemy na własny motocykl i ruszamy w pościg! Swoją szosą, kto wpadł na pomysł, żeby skonstruować takie maszkarony?!

O, właśnie takie maszkarony…

Łomatulu, trzymajcie mnie. Ależ to jest głupie. Serio, od kiedy to agencje działają w ten sposób? I jakim cudem Dorothea jeszcze funkcjonuje? Podejrzewam cud scenariuszowy. Poza tym coś, co niezmiernie mnie rozbawiło: oni wszyscy mają traumy! Oczywiście Maria wiedzie prym w tej kategorii, bo jej rodzice zginęli w dniu, kiedy przyszła na świat, i z jakiegoś powodu wszyscy nazywali ją omenem nieszczęścia. Potem jej całą wioskę wybili i psiapsióła ją zostawiła. Free z kolei jest weteranem, któremu przyjaciel uratował życie, walecznie się przy tym poświęcając. A, no i nie zapominajmy o naszym blond antagoniście(?), Wolframie – panu z kolei wojna ubiła żonę i dziecko. Teraz jest mroczny, cierpiący i służy mafii! Ciekawe, czy poznana przy okazji dwójka agentów też ma tragiczną przeszłość?

Technicznie jest średnio – tła i kolorystyka ładne, projekty postaci przyjemne dla oka, animacja 2D nawet w porządku, ale te trójwymiarowe wróżki nadal straszą. Chyba nie na takim efekcie twórcom zależało? Swoją szosą, ja myślałam, że wróżki będą z wróżkami walczyć, a tu bohaterowie zamiast na siebie nawzajem, rzucają się na obdarzone supermocami monstrum przeciwnika… Aha, rozumiem. Chociaż w sumie…

Wszyscy mają tragiczną przeszłość, mam i ja!

Leave a comment for: "Fairy Gone – odcinek 2"