Fruits Basket [2019] – odcinek 1

Tooru Honda życia łatwego nie ma, od dziecka będąca półsierotą, jako nastolatka straciła w wypadku ukochaną matkę, kobietę ewidentnie charakterną. Po niej zapewne wzięła siłę ducha, bo kiedy zajmujący się nią dziadek chwilowo przestał jej zapewniać dach nad głową, postanowiła w tajemnicy przed wszystkimi bliskimi zamieszkać w namiocie w lesie, by nikogo nie obciążać swoją osobą. Poza tym wbrew swej sytuacji jest radosna, pełna optymizmu – co, owszem, może też sprawiać wrażenie naiwności albo i głupoty – i dużo pracuje, by zapewnić sobie samodzielność.

Ów las leży w granicach pewnej posiadłości, a Tooru odkrywa, że mieszka w niej chodzący do jej szkoły Yuki Souma – spokojny, ale wcale nie tak delikatny, jak sugerowałby jego wygląd, chłopak, oraz jego starszy kuzyn Shigure. Z tym drugim dziewczyna rozmawia o chińskiej legendzie związanej z zodiakiem: zwierzętach zaproszonych na boski bankiet, na który nie trafił oszukany przez szczura kot. Od dziecka Tooru żywiła do biedaka ogromne współczucie i sympatię (podzielam!). Natomiast przyjście do szkoły z ubóstwianym powszechnie „księciem” Yukim sprawia, że atakują ją (werbalnie) jego fanki, następnie odstraszone przez jej przyjaciółki, „chuligankę” i „medium”. Bożyczku, jakie to jest cudownie staroświeckie, ile serii z dawnych lat przywodzi mi na pamięć! Ale skończmy najpierw opis fabuły.

Kiedy pech po raz kolejny pozbawia Tooru dachu nad głową (przywaliwszy namiot ziemią), panowie Souma postanawiają się nią zaopiekować, użyczając jej nieużywanego pokoju, a w zamian prosząc o opiekę gospodarską, bo podejście do tych kwestii mają typowo kawalerskie. Wtedy na scenę wkracza, w sposób dość wybuchowy, co pasuje do jego koloru włosów, niejaki Kyou. Przypadkowe uściśnięcie go przez potykającą się dziewczynę skutkuje kolorowym „puff” i zmianą chłopaka w uroczo wściekłego, a jednocześnie nieco stropionego kota… Po czym wciągnięci w katastrofę Shigure i Yuki tym samym sposobem przekształcają się w równie uroczego psa i szczura. Ta-da!

No co mogę powiedzieć, było uroczo i jest uroczo. Specjalnie nie sięgałam do poprzedniej wersji, choć przeszła mi taka myśl, kusząca bardzo, przez głowę, by nie zaburzać sobie odbioru nowej. Ale faktem jest, że to, co najbardziej mi się w niej podoba, to wyraźnie wyczuwalna staroświeckość, o której wspomniałam – sądzę, że wyczuwalna także dla młodszych, nieznających tamtej serii widzów, może jako „coś innego”, odmiennego od dzisiejszych produkcji. Jest zarówno w charakterach (słodka Tooru, której jednak nie można nie lubić), jak i w rysunku postaci, w ich zachowaniach i interakcjach (dziewczyny w szkole!), w moich ulubionych, klasycznych esdeczkach, w pluszowości zodiakalnych zwierzaków, w tej doskonale wyważonej mieszance humoru i podskórnego dramatu… Tempo odcinka i sposób podawania kolejnych informacji też są bardzo dobre. Już bym chciała oglądać dalej, ale się powstrzymam, przynajmniej spróbuję.

 

Fakt, graficznie jest nie do końca idealnie, bo twarze postaci w nieco większym oddaleniu się krzywią, a sylwetki wydają się chwilami jakby doklejone do całkiem ładnych komputerowych teł (zwłaszcza efekty luministyczne o zachodzie słońca się udały), z kolei kolorowy „puff” jest przesadnie komputerowy, ponadto oczy Tooru, choć mniejsze niż niegdyś, wciąż mają kształt przesadnie kolisty… ale to wszystko nic, i tak jest więcej niż fajnie zobaczyć Fruits Basket na nowo po tylu latach. A w endingu oprócz parady długonogich panów jest… kapelusz!

Leave a comment for: "Fruits Basket [2019] – odcinek 1"