Isekai Quartet – odcinek 2

Wychowawca nowej klasy, pan Roswaal, informuje swoich podopiecznych, że od teraz czeka ich radosne szkolne życie… A jeśli tego nie chcą? Cóż, za łamanie regulaminu szkoły przewidziane są kary, zaś bohaterowie (zapewne słusznie) postanawiają na razie nie sprawdzać, jakie. Skoro tak, to czas na żelazny punkt na początku szkoły, czyli przedstawianie się nowych uczniów. Nie powiem – całkiem to zgrabny sposób na podpowiedzenie, kto jest kim, widzom, którzy nie widzieli wszystkich serii z tytułowego kwartetu. Na szczęście nie jest to także nudna wyliczanka – zostaje skrócona tam, gdzie trzeba, a przy okazji pozwala w naturalny sposób zademonstrować różnice światopoglądowe i kulturowe pomiędzy czterema grupami. Nie zmienia to jednak faktu, że poza tym w odcinku dzieje się niewiele, jeśli nie liczyć tego, że Aqua w drodze do domu zasadza się na bandę nieumarłych pod wodzą Ainza, których zamierza potraktować karą boską, co kończy się zgodnie z przewidywaniami. Czyli interwencją Kazumy (a przy okazji potwierdzeniem, że bohaterowie z uniwersum KonoSuby nie są słabi, tylko rozpaczliwie dysfunkcyjni).

Wspomniane powyżej zajście było pierwszą interakcją pomiędzy grupami pochodzącymi z różnych uniwersów – poza tym bowiem obserwują się one ze stosowną nieufnością, ale nie podejmują żadnych działań integracyjnych. Trochę można to zrozumieć, ponieważ te dwa odcinki mają wyraźnie służyć przybliżeniu wszystkich postaci. Nie powiem, żeby zastępowało ono obejrzenie stosownych serii anime, ale jeśli ktoś choćby pobieżnie orientuje się, o co w poszczególnych tytułach chodzi (a umówmy się, wszystkie odbiły się sporym echem w fandomie), taka powtórka z wiedzy spokojnie wystarczy. Nie zmienia to faktu, że naprawdę liczę na to, iż w następnym odcinku klasa zostanie przymuszona do jakichś działań grupowych, a jeszcze lepiej – potasowana w sposób, który wymusi nawiązanie nowych relacji międzytytułowych.

O stronie wizualnej trudno cokolwiek pisać, ponieważ jest nadal skrajnie uproszczona, a postacie poruszają się jak kukiełki przesuwane w teatrzyku na tle dekoracji. Seiyuu grają z wyczuciem i mniejszym manieryzmem niż się spodziewałam – być może chodzi o to, żeby nie przeszarżować, choć tak jak pisałam wcześniej, to seria po której raczej należałoby oczekiwać szarżowania. Nie powiem, Isekai Quartet na razie mnie nie porwał, ale jako swoisty crossoverowy fanfik stanowi ciekawostkę, którą pewnie obejrzę do końca. Zobaczymy, jakie plany ma ciało pedagogiczne…

Leave a comment for: "Isekai Quartet – odcinek 2"