Konoyo no Hate de Koi o Utau Shoujo Yu-no – odcinek 1

Takuya Arima jest przeciętnym napalonym nastolatkiem, którego naczelną rozrywką, jak można się domyślić, jest wprawianie w zażenowanie koleżanek z klasy, zdobywanie poklasku u kolegów, gadanie „sprośności” oraz chodzenie do szkoły. Jego ojciec, sławny historyk/archeolog, właśnie zginął na terenie wykopalisk, więc akurat teraz, co zrozumiałe, bohater czuje się lekko przygnębiony. Na „pocieszenie” dostaje zadanie od swojej nauczycielki (majtki, podwiązki, gorset i fartuch laboratoryjny) – ma zająć się nową uczennicą, która się właśnie przenosi  do szkoły. Miłą konwersację przerywa wezwanie Arimy do pomieszczenia klubu badań historycznych.

Po drodze Takuya spotyka byłą nauczycielkę, która oferuje się go pocieszyć „jak zwykle”, kolegę Yuukiego, który namawia go do powrotu do klubu kendo i zachwyca się klubem historycznym (i koleżanką z niego), rzeczoną koleżankę, Mio Shimazu, która prowadzi badania w klubie historycznym i bohater ją irytuje, (żarcik o „tych dniach”), matkę/macochę – menadżera projektu Geotechnica, która też przyszła do klubu, bo przez interkom nie sprecyzowali, który Arima ma się pojawić, (w ogóle, co ona w szkole robi?) oraz pana Ryuzojiego, kolegę ojca bohatera, który chce kontynuować jego badania, i aha, drogi chłopcze, wyrazy i takie tak, ale czy czasem tatuś wśród swoich notatek nie zostawił ci jakiegoś artefaktu???

Nudne? No, tak mniej więcej. Przed przemieszczającym się po świecie bohaterem defilują kolejne postacie, z którymi będzie miał do czynienia. Następna w kolejności pojawia się reporterka, która dorwawszy go w drodze do domu, kręci z nim mikro-materiał o tym, czemu budowa jest zła. No, ale nic to, wracamy do Takuyi. Otóż w domu, jak się można domyślić (łopatologia stosowana), czeka na niego paczuszka z artefaktem. Jednak nie dane jest mu go dokładnie obejrzeć – w telewizji pokazują właśnie, że w miejsce budowy, na której konferencję ma jego matka, uderza piorun! Po dotarciu na miejsce okazuje się, że na szczęście nic jej się nie stało, ale za to Takuya natyka się na kolejnego „statystę”. W pobliżu spotyka też Mio i Yuukiego, którzy oddawali się badaniu tablicy z runami i widzieli uderzenie pioruna. Cała trójka otrzymuje ostrzeżenie od nieznajomej dziewczyny (ach, kimże ona jest!), że nie jest tu bezpiecznie i powinni się trzymać od tego miejsca z daleka.

Na drugi dzień okazuje się, że Tajemnicza Nieznajoma nazywa się Kanna Hatano, jest nową uczennicą, nie rusza jej ekshibicjonizm bohatera, oraz ma dla niego kolejne ostrzeżenie – matka powinna skasować projekt, bo będzie nowy wypadek… Złowieszcze.

W domu czeka na Takyuę nowa paczka, zawierająca tym razem rękopis o teorii konstrukcji światów równoległych i ustrojstwie, które na to pozwala, a wygląda jak ten artefakt, co to przyszedł poprzednio, oraz list od ojca, w którym tatuś informuje, że z tego świata zniknął, ale może żyć w innym, a tak w ogóle to się pospiesz, synu, bo na 10 jesteś umówiony pod tą dziwną górką na wybrzeżu, obok skały z runami.

Po dotarciu na miejsce dzieją się dwie rzeczy: po pierwsze skądś pojawia się naga dziewczyna ze szpiczastymi uszami, która całuje bohatera i znika, a po drugie pojawiają się matka oraz przyjaciel ojca, który pod groźbą próbuje odebrać artefakt. Na szczęście dla Takuyi „coś” się dzieje – my wiemy, że go przenosi, on się biedny budzi w tym samym miejscu… a potem ma mały problem, bo w szkole wydaje się, że ani matka, ani pan Ryuzoji nie mają zielonego pojęcia, o co chodzi.

Graficznie średnio, fabularnie – defilada postaci, z którymi bohater będzie wchodził w reakcje interaktywne (pamiętajmy, że pierwowzorem jest gra hentai), prawdopodobnie zgarnięte ze wszystkich ścieżek fabularnych i upchnięte w celu ekspozycji. Generalnie historia jest na razie poszatkowana jak sałata i bardzo chaotyczna. Zapowiadany przez reżysera „wysoki poziom sprośności” sprowadza się chwilowo do stroju nauczycielki, sugestii, że bohater spał z drugą oraz żartów o ściąganiu majtek i stawaniu (czegoś). Aha, i wyskoku ekshibicjonistycznego. Nudne, przewidywalne, nie kręci, można lepiej na wiele sposobów. Nie ratują też sprawy aktorzy głosowi, którzy… są, po prostu, nie słyszę jakichś emocji od nich, raczej znudzenie. Może się to zmieni w dalszych częściach.

A w drugim odcinku się okaże, że albo bohater w tym drugim świecie spał ze wszystkimi, albo jest aniołkiem…

Leave a comment for: "Konoyo no Hate de Koi o Utau Shoujo Yu-no – odcinek 1"