Mayonaka no Occult Koumuin – odcinek 1

Całkiem sporo „chińskich bajek” zawierających gatunkowy wyznacznik „supernatural” zaczyna się od tego, że jakiś świeżo zatrudniony(a) przez teoretycznie szacowną, dość często rządową instytucję biedak dopiero po fakcie dowiaduje się, w co wdepnął. Po czym okazuje się nie tylko idealny do tej roboty, ale i specjalnie do niej wybrany przez los (czyt. scenarzystów). Nie inaczej było z Aratą, który podjął pracę w policyjnej zapewne jednostce do spraw „nocnych stosunków”, i nie chodzi tu bynajmniej o prostytucję. Bohater najpierw zapoznaje się z nowymi kolegami: Seo, który jest naukowcem czy też technikiem sekcji, a poza tym wygląda jak kobieta, oraz Sakakim, agentem operacyjnym i byłym hostem, co pozwala im odegrać humorystyczną scenkę w ramach przedstawiania się nowemu i widzom. Stosując w sumie całkiem sensowne w tej sytuacji podejście, tłumaczą też świeżakowi obowiązki metodą wrzucenia go na głęboką wodę tudzież stawiania przed faktami objawionymi (tzw. rewelacje).

Podczas patrolu w Cesarskich Ogrodach w Shinjuku, znajdujących się w ich rewirze, Arata dowiaduje się ku swemu zdumieniu – aczkolwiek to jedyna jego reakcja, co z kolei dziwi kolegów – że znane z legend i baśni nadprzyrodzone stworzenia, jak anioły, youkai, wróżki itd., zwane zbiorczo Innymi, istnieją naprawdę, a on, zdradziwszy na teście wstępnym predyspozycje do tej pracy, właśnie zatrudnił się w sekcji do spraw „nocnych stosunków” z nimi. W danym momencie polega to na zapobieżeniu najwyraźniej rozwijającemu się właśnie konfliktowi terytorialnemu między aniołami a tengu, do czego zostaje wykorzystana specjalna taśma z napisem KEEP OUT, chyba jakoś ulepszona przez Seo. Bawi mnie to szczerze, stąd wzmianka.

Rozwijając rzeczoną taśmę po krzakach, Arata jest świadkiem sceny żywcem wziętej z Romea i Julii, a role nieszczęśliwych kochanków grają posągowa anielica oraz tengu. Ich bliscy, zgodnie z wytycznymi klasycznej sztuki, reagują niezrozumieniem i agresją, a konflikt eskaluje poza mury ogrodu, aż na ulice Shinjuku, zmuszając naszych agentów do przeciwdziałania jego katastrofalnym skutkom, chociaż trudno mi sobie wyobrazić, co właściwie mogliby zrobić w obliczu chmary zaciekle walczących ze sobą skrzydlatych. Ale los im sprzyja, główni adwersarze, to jest ojciec zakochanego tengu i starsza siostra jego wybranki, zbiegiem okoliczności stają naprzeciwko siebie na ziemi, więc Arata może im wyjaśnić, że to wcale nie było porwanie, jak sądziły obie strony, lecz miłość. I dopiero wtedy robi wrażenie na swoich nowych kolegach oraz nadnaturalnych istotach, bo okazuje się, że ludzie normalnie nie rozumieją języka Innych!

Emocje nieco opadają, jest szansa, że trucizna i sztylet nie zostaną użyte, a przed Aratą pojawia się kolejny tengu, nazywając go mianem znanym chyba każdemu, kto miał trochę od czynienia z japońskim folklorem, a przynajmniej jego popkulturową wersją: Abe no Seimei. Od czego chłopak robi się niebieski, koniec odcinka.

Nie najgorsze to w sumie było. Stereotypowe zawiązanie, takież charaktery postaci, ale sam pomysł coś w sobie ma, tylko pytanie, w jaką stronę to pójdzie, bo jakoś podskórnie przeczuwam niepotrzebne dramaty (coś w endingu chyba mi to mówi i w wielkich oczach Araty, rym niezamierzony). Zaskoczyła mnie koncepcja, że ludzie nie rozumieją mowy Innych, bo nie wydaje się logiczna (tak, wiem, co piszę, ale w sposób naturalny spodziewamy się, że istoty z naszych własnych mitów mówią naszym językiem, prawda? Jest na to chyba nawet naukowe wyjaśnienie, coś z kognitywistyki pewnie), więc uważam ją za naciąganą, ale to chyba najpoważniejszy zarzut.

Graficznie też jest przyzwoicie, choć większość odcinka dzieje się w nocy, a część w zaroślach, ale nocne miasto jest wystarczająco kolorowe i nawet plączą się po nim jacyś (ruchomi) przechodnie. Choć w sumie szczególnie ładnych zrzutek nie nałapałam. Komputerowa animacja skrzydeł aniołów to dramat, już lepszy byłby statyczny lot szybujący, ale takich momentów nie ma dużo. Same projekty postaci są okej, również dość stereotypowe, choć rzeczywiście trochę przeszkadzają mi te oczy głównego bohatera, no bo w przypadku Seo trzeba sobie powiedzieć trudno. Opening podobał mi się wizualnie, ending chyba bardziej muzycznie, ale piszę chyba, bo żadnej z tych piosenek już nie pamiętam… sprawdzę za tydzień, bez szczególnego oporu.

Leave a comment for: "Mayonaka no Occult Koumuin – odcinek 1"