Midara na Ao-chan wa Benkyou ga Dekinai – odcinek 1

Czy to nie irytujące, kiedy fajny pomysł zostaje zrujnowany nadgorliwością autora, który uparł się, że ma być tak śmiesznie, żeby można było boki zrywać?

Ojciec Ao Horie zrobił wiele, by jego nastoletnia córka znienawidziła cały ród męski. Poczytny autor powieści erotycznych nie kryje się ze swoimi upodobaniami, a jego styl życia (oraz twórczość) zaszczepiły w latorośli niezachwiane przekonanie, że wszyscy mężczyźni to myślące wyłącznie narządami rozrodczymi niewyżyte bydlaki. Z tego powodu Ao chłopaków nie cierpi, przyjaciółek nie potrzebuje, a młodość najchętniej zostawiłaby już za sobą. Na razie zaś poświęca się nauce, by po liceum podjąć studia na uniwersytecie z dala od domu. Kiedy więc jeden z najprzystojniejszych i najpopularniejszych chłopaków w okolicy zaczyna tak jakby wykazywać nią zainteresowanie, Ao dochodzi do wniosku, że musi zgasić jego nadzieje jak najszybciej… Jednak Takumi Kijima nie jest taki, jak się Ao wydaje i parę zbiegów okoliczności oraz interwencji pana Horie później wyznaje dziewczynie miłość.

No tak. Spore części tego odcinka są po prostu urocze. Ao jest nafuczona na cały świat, a widz od razu dostrzega, że w dużej części jest to niepotrzebne. Ao podejrzewa Takumiego o wszystko, co najgorsze, a widz od razu dostrzega, że wyraźnie wpadła w oko chłopakowi, który zachowuje się jak normalny nastolatek, a nie jak superogier z hentajów. Wszystkiego tego wystarczyłoby na ciepłą i zabawną komedię pomyłek, którą Midara na Ao-chan wa Benkyou ga Dekinai jest…

Do momentu, gdy pojawia się ojciec Ao, wyglądający zresztą jak jej dziadek i mający rozmiar gnoma. Scena w domu rodzinnym, chociaż odrobinę irytująca, da się usprawiedliwić jako uzasadnienie fobii i wyobrażeń o świecie bohaterki. Potem jednak pan Horie pojawia się w kluczowych momentach w szkole, pokazując córeczce przez szybę wulgarne kartki motywujące do wyznania uczuć (i niezwłocznego podjęcia działań reprodukcyjnych) oraz podrywając jej bluzkę, by obnażyć piersi. Sceny mają charakter czysto slapstikowy w tym sensie, że nie próbują nawet udawać, że przestrzegają jakichś praw logiki czy fizyki (jak, skąd, gdzie i kiedy), ale przede wszystkim wydały mi się zwyczajnie obrzydliwe i to na co najmniej kilku poziomach. Naprawdę, bujna wyobraźnia Ao, powodująca nadinterpretowania różnych zachowań i sytuacji, spokojnie by wystarczyła jako motor scen komediowych, a w obecnej sytuacji obawiam się, że po obowiązkowych trzech odcinkach zajawek zakończę znajomość z tym tytułem.

Szkoda, bo graficznie jest całkiem przyjemny – ma dopracowaną mimikę, dba o ładne oświetlenie i kompozycję scen, a i seiyuu głównej pary nieźle się sprawdzają. Mogłoby być tak pięknie…

Leave a comment for: "Midara na Ao-chan wa Benkyou ga Dekinai – odcinek 1"