Nobunaga-sensei no Osanazuma – odcinek 1

Od czasu do czasu w dowolnym chyba kraju na Ziemi jakiś nieszczęśnik noszący słynne nazwisko zostaje przez rodziców uszczęśliwiony także imieniem odpowiedniej znanej persony. Coś jakby współczesnego małego Sienkiewicza nazwać Henryk. Jakoś rzadko się składa, żeby taki osobnik był szczególnie szczęśliwy z tego powodu – i tak samo jest w przypadku Nobunagi Ody, nauczyciela liceum i (podobno…) odległego potomka jednego z najsłynniejszych japońskich przywódców. Przelotnie widzimy końcówkę jego dnia pracy (tu niesubtelne zaznaczenie, że jest on stanu wolnego), potem zaś nasz bohater zostaje zaproszony na obiad do rodziców, którzy wykorzystują tę okazję, żeby popiłować go o plany matrymonialne (dobiega trzydziestki, czas się ustatkować) oraz zagonić, wraz z młodszą siostrą, do posprzątania przydomowego składziku.

Tam właśnie z rozbitej czarki herbaty materializuje się śliczne dziewczę w kimonie… W co oczywiście rodzice nie wierzą, nawet gdy słowa Nobunagi potwierdza rzeczona siostra. Tymczasem jednak ślicznotka budzi się i błyskawicznie uznaje, że nawet jeśli po drodze przydarzyło się jej coś dziwnego, dotarła właśnie do celu podróży. Jej imię to Kichou, pochodzi z rodu Saitou i przybyła, by poślubić Odę Nobunagę. Jego imiennik nieposiadałby się ze szczęścia, gdyby nie dwa detale. Po pierwsze, panna Kichou, jakkolwiek chętna do natychmiastowego przedłużenia rodu, ma lat czternaście, a rodzice bohatera AŻ TAK zdesperowani nie są, żeby namawiać go do czynów kryminalnych. Po drugie, panna Kichou do przyszłego, nieznanego jej małżonka ma stosunek chłodny, rzeczowy i pozbawiony cienia złudzeń.

Powiedziałabym, że to wyszło fajniejsze niż się spodziewałam. Owszem, sporo tu sztampowych zagrań, ale na razie seria sprawia wrażenie, jakby po prostu bawiła się starymi schematami, trochę na zasadzie, że widzowie lubią to, co znają. Na plus wypada bohater, reagujący w sumie dość prawidłowo na nieoczekiwane wydarzenia. Na jeszcze większy plus wypada Kichou, z której nie zrobiono (czego się obawiałam) przesłodzonej lolitki wieszającej się na ukochanym „mężu” i prowokującej dwuznaczne sytuacje. Zobaczymy, co będzie, gdy pojawią się pozostałe pokazane w czołówce dziewczyny, ale na razie z zaskakująco dużym optymizmem patrzę na perspektywy tego anime. Istnieje szansa, że dostaniemy całkiem zgrabną, trochę staroświecką haremówkę, podaną w dodatku w siedmiominutowych porcjach, które nie zdążą znużyć.

Leave a comment for: "Nobunaga-sensei no Osanazuma – odcinek 1"